Shenzhen

Shenzen, komiks Guya Delisle’a. Travelog z Chin, czyli komiks podróżniczy. Ja odbieram to jako rodzaj pamiętniczka, zapisków z życia z dnia codziennego, które w efekcie, dzięki autorskiemu podpisowi, są zbiorem refleksji na temat egzotycznego dla Delisle’a kraju. I nie chodzi tu tylko o rozwijającą się wówczas (w 1997 roku) metropolię Shenzhen, a o Chiny jako takie.

Shenzhen, byłem i ja.

Słowem wtrętu. Zdarzyło się tak, że dekadę temu, na przestrzeni kilku lat odwiedziłem trzykrotnie Chiny. Byłem między innymi w Shenzhen. Takie czasy, takie było zapotrzebowanie firmy, szukaliśmy wówczas taniego plotera UV. Siedziałem tam tydzień, głównie z Chińczykami piłem, później włóczyłem się sam po mieście. Z perspektywy czasu stwierdzam, że to oczywiście było głupie i nierozważne, ale wtedy chciałem po prostu się powłóczyć. Nic strasznego mnie nie spotkało, ot kilka barów karaoke i powrót do hotelu. A samo Shenzhen? Piękna nowoczesna metropolia. Ja jestem z tych u których miasto zawsze wygrywało z łonem natury, więc czułem się wyśmienicie. Dużo więc piłem, dużo jadłem, dużo gadałem swoim łamanym angielskim. Co mnie zaskoczyło? Odwiedzałem głównie fabryki, dzielnice biznesowe i jaskinie rozrywki. Co mnie uderzyło to totalny bałagan w fabrykach, wokół których były budowane „internaty” dla pracowników. Jeden blok, jedna stołówka, jedna robota. Dzisiaj zostały mi już tylko migawki, niektóre zostawię tylko dla siebie, ale wiele z historyjek Delisle’a mogę potwierdzić.

Shenzhen

Autor też był na firmowym wyjeździe, trochę dłużej bo trzy miesiące, a jego Shenzhen to zbiór przypadków, obrazkowych anegdot, spostrzeżeń. Trzy miesiące to rzeczywiście sporo, można się zadomowić, znasz już sklepik obok, chodzisz na siłownię, masz stałą trasę, można spotkać kilka razy tych samych ludzi w okolicy.

Shenzhen. Ciepło i z humorem.

Zwykło się pisać w takich przypadkach o kulturowym szoku, ale z szokiem de facto ma to mało wspólnego. Guy Delisle komentuje niecodzienne dla niego wydarzenia i w sposób pełen uroku przedstawia swoje codzienne rytuały, opowiada o spotkaniach, ale także o ludziach. I pomimo tego, że Chiny rzeczywiście z perspektywy ulicy czy też z perspektywy kostki brukowej na tej ulicy do najatrakcyjniejszych nie należą, to Delisle „sprzedaje” swoją podróż w sposób ciepły i bardzo zabawny. Nie spotkało go tu nic przykrego, a każde jedno doświadczenie trzeba odbierać tylko jako to pozytywne i poszerzające, budujące człowieka, tożsamość.

Shenzhen czyta się więc z delikatnym uśmiechem na ustach. Delisle potrafi być rozbrajający, a ja, ponieważ odnalazłem się w kilku ramkach, czerpałem dodatkową przyjemność z lektury.

Patryk Karwowski

Autor: Guy Delisle
Ilość stron: 152
Tłumacz: Paweł Łapiński
Wydawnictwo: Kultura Gniewu