Licorice Pizza

Bieganie, jako gorączkowy atrybut młodości. Pogoń za uczuciem, ucieczka przed nim, potykanie się o własne nogi, spojrzenie jak marzenie, bo w oczy tej jedynej. Taki jest właśnie Licorice Pizza, najnowszy film Paula Thomasa Andersona. Celowo nie będę pisać o fabule. bo de facto to tylko lub aż historia pewnej znajomości, a całość łapie się w ramy komedii romantycznej lub nawet melodramatu. Nie napiszę jednak, że obraz stoi obok jakiegokolwiek innego klasycznego przykładu filmu z tego nurtu, bo Paul Thomas Anderson przyzwyczaił nas już do kina, gdzie prezentowanym związkom daleko do bycia „klasycznym”. Jeżeli więc polubiliście chociażby Barry’ego i Lenę (Adam Sandler i Emily Watson) z Lewy sercowy, innej „komedii romantycznej” Andersona z miejsca zakochacie się w Alane (Alana Haim) i Garym (Cooper Hoffman).

Najlepiej pisać o Licorice Pizza skupiając się na własnych emocjach i o tym, co ten konkretny tytuł z nami zrobił. Ja czułem się tu dobrze i bezpiecznie, chociaż byłem wciąż gdzieś na granicy sennego marzenia, a wybudzenia. Nie znam lat 70., ale te przedstawione tutaj przez Paula Thomasa Andersona wabią wręcz nieprzyzwoicie tym, że są bezpretensjonalne, filmowane bez bez nadęcia i bez silenia się na komentarze. Nie widać tu stylizacji, umiejscowionych z premedytacją artefaktów popkultury. Wszystko odbywa się mimochodem, a na pierwszym planie ciągle jest przyspieszony rytm bicia serca. I to jest w filmie Licorice Pizza najpiękniejsze, brzmienie i wymowa dostarczająca w gruncie rzeczy dość wyświechtanych prawd o tym, że każdy ma prawo błądzić, bać się, głupio zakochiwać, spóźniać się na wiele (większość) życiowych okazji i marzyć o kolejnych. Nostalgią jest więc wybrukowane dzieło Andersona, ale też wszystkimi naszymi kolorami młodości. Film pachnie słodyczą, goryczą, napięciem seksualnym, wspomnieniami, których nie mieliśmy, a chcielibyśmy mieć. Może i wypada przez to Licorice Pizza trochę smutno, bo nie każdy (u nas nad Wisłą nikt) miał takie życie jak Gary, nastoletni aktor z San Fernando. Jednak czy to jest aż tak istotne? Miejsce akcji filmu, czas, pogoda, muzyka z pewnością sprzyja melancholijnemu nastrojowi i budzi w widzu uśpionego romantyka. To przecież kino o dorastaniu, coming-of-age o pryszczatym chłopcu z lekką nadwagą i dużo starszej dziewczynie. Czy takie uczucie ma szansę zaistnieć i się rozwinąć? Każdy ma nadzieje, że się uda, nawet jeżeli to tylko wakacyjne uniesienie. Będzie co wspominać i nawet ta rozdarta wiecznie Alane odzyska w końcu spokój ducha.

To piękny film o dorastaniu, łapaniu chwil, przelatującym przez palce czasie i straconych momentach, kiedy mogliśmy być troszkę odważniejsi. Zdaję sobie sprawę, że nie każdemu się Licorice Pizza spodoba. Najgorsze bowiem co o nim można napisać i powiedzieć, to to, że jest „o niczym”. Ale tym samym „o niczym” można przecież skwitować każde wakacje nastolatka. Dla nich to czas najważniejszy. Licorice Pizza spowoduje, że zatęsknicie za wakacjami, ale nie urlopem.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 133 min
Gatunek: komedia romantyczna
Reżyseria: Paul Thomas Anderson
Scenariusz: Paul Thomas Anderson
Obsada: Cooper Hoffman, Alana Haim, Sasha Spielberg, James Kelley, Will Angarola
Zdjęcia: Michael Bauman, Paul Thomas Anderson
Muzyka: Jonny Greenwood

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?