Fundacja – sezon pierwszy

Zwykło się pisać (i słusznie, jak się okazuje), że Fundacja Isaaca Asimova to książka, której nie da się zekranizować, a przynajmniej nie ma szans by była ekranizacją wierną literackiemu pierwowzorowi. Jest z nią bowiem tak, że jakkolwiek chciałbyś ją złapać w kinematograficzne objęcia, ta skutecznie się tym próbom wymyka. Za wszelkimi trudnościami nie stoi treść, a raczej forma, której użył Asimov by przedstawić swoją wizję i założenia wymyślonej na potrzeby powieści psychohistorii. Dziedzina nauki, której twórcą był Hari Seldon, a którą trzeba rozpatrywać w ujęciu statystycznym, pozwalała przewidzieć przyszłość i zachowania dużych populacji. Asimov, by opisać te zmiany i zaprezentować tym samym wciągającą fabułę (bo taka była, jestem fanem powieści) zdecydował się na duże przeskoki czasowe w każdym kolejnym rozdziale. Wybiegał więc czasem o kilkaset lat do przodu, kiedy „zmiany” mogły dokładnie dojrzeć i wybrzmieć. Nie było więc głównego bohatera jako takiego, a tym co warunkowało właściwą akcję, była właśnie ewolucja dokonująca się wskutek jednej, wcześniej podjętej decyzji przez konkretnego człowieka.

Twórcami serialu są David S. Goyer i Josh Friedman, scenarzyści o ciekawym dorobku filmowym, z tytułami w filmografii, które wszyscy znamy i lubimy, a niektóre produkcje mają nawet swoich zagorzałych fanów. Friedman odpowiada za serialową odsłonę filmu Snowpiercer, a wcześniej maczał palce przy Reakcji łańcuchowej Andrew Davisa, Wojnie światów Spielberga, czy Czarnej Dalii Briana De Palmy. David S. Goyer ma zdecydowanie bardziej pokaźne portfolio, a zaczął od scenariusza do filmu Wykonać wyrok, w którym główną rolę grał Jean Claude Van Damme. Scenariusze do Blade, (cała trylogia), Batmana Christophera Nolana (również trylogia), najnowszego Terminator: Mroczne przeznaczenie na dobre ugruntowały już jego pozycję w Hollywood. Ten przydługi wstęp można traktować jako budowanie linii obrony dla Fundacji, która w liczbie 10 odcinków zadebiutowała na platformie Apple TV+.

Napisałem już o trudnym materiale książkowym i raczej nikt nie miał podstaw, by wierzyć, że twórcy będą mieli jakieś aspiracje co do wiernego przeniesienia powieści na ekran. Nie mieli również, jak zresztą widać, ambicji by to zrobić i od początku skupili się na czymś innym, a mianowicie na stworzeniu, na podstawach pomysłu Asimova, nowych wątków. Dostaliśmy więc szkielet w postaci konceptu wspomnianej psychohistorii i tego, że wielki naukowiec Hari Seldon przewidział upadek Imperium. Sprawującemu władzę Imperatorowi (tutaj w wersji rodu Cleonów, co stanowi pierwszą dużą zmianę w stosunku do powieści i jest jednym z dwóch głównych wątków serialu) nie spodobała się taka wersja przyszłych wydarzeń i zesłał Seldona wraz z poplecznikami na planetę Terminus, gdzie może spokojnie zbierać materiały do galaktycznej encyklopedii.


Fundacja tak samo rozczarowuje, jak miejscami, bardzo pozytywnie zaskakuje. Ten poziom zainteresowania u mnie dramatycznie spadał, gdy przenosiliśmy się na Terminusa. Odżywałem i autentycznie czułem emocje, przy wątku z rodem i klonami imperatora Cleona. Duża w tym zasługa pomysłu na przedstawienie systemu totalitarnego i ciągłości rodu tak, jakby ciemiężca był wieczny i rządził w wieku średnim oraz w czasie, gdy jego bracia – Świt i Zmierzch, przygotowywali się odpowiednio do sprawowania funkcji lub śmierci. To dość niepokojąca wizja i ilustracja dynastii, która jest rzeczywiście wieczna. Działo się to w Imperium od wieków, a kolejne klony, dokładnie i precyzyjnie przygotowane (wcześniej hodowane) były swoimi wiernymi kopiami. Jednak, gdy przenosimy się na Terminusa i przygotowujemy się do nadejścia „kryzysu Seldona” (wizja zwiastująca kolejny moment przełomowy dla galaktyki) potwornie się nudzimy. Mało angażujący wątek z wciskanym na siłę love story, scenami łóżkowymi, jest w gruncie rzeczy pusty, chociaż w tle dzieją się rzeczy ważne i takie, które determinują historię całego uniwersum.

Widz, który jednak liczył na więcej (tak jak ja) może mieć problem z wystawieniem oceny. Serial ma genialne momenty, jak cały wątek z ciągłością rodu Imperatora, te zupełnie nietrafione momenty, jak wspomniany epizod (całkiem długi, bo przecież jeden z głównych) na Terminusie. Serial ma również świetną warstwę wizualne, efekty specjalne trafiły idealnie w styl powieści, a aktorzy poradzili sobie z rola. Prym wiedzie tu Lee Pace. a sama fabuła mimo wszystko może dostarczyć kilku zaskoczeń. Summa summarum to dość niezła próba ugryzienia czegoś, czego w zasadzie gryźć się nie powinno. Brawa za odwagę, za podjęcie próby przeniesienia na ekran nowatorskiej powieści Asimova, klasyki science-fiction, która i pod dziś dzień robi wrażenie. Z drugiej strony można mieć duży żal do twórców o uproszczenia i o to, że wywrócili powieść na drugą stronę. Asimov z premedytacją nie umieścił u siebie żadnej postaci kobiecej, dokładnie po to, by zaprezentować świat, który mężczyzna obraca w popiół (w serialu jedną z głównych bohaterek jest kobieta). Przez to i przez kilka innych rzeczy, które niestety łapią się w nawias poprawności politycznej utwór musiał wybrzmieć z innej strony. Jeżeli serial zachęci jednak kogokolwiek do sięgnięcia po książkę, powinniśmy się z tego cieszyć.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 10 epizodów (60 min)
Gatunek: sci-fi
Twórcy: David S. Goyer, Josh Friedman
Reżyseria: Craig Gillespie
Scenariusz: Isaac Asimov (na podstawie powieści), Josh Friedman, David S. Goyer, Olivia Purnell, Lauren Bello, Marcus Gardley, Leigh Dana Jackson, Victoria Morrow, Caitlin Saunders
Obsada: Jared Harris, Lee Pace, Lou Llobell, Leah Harvey, Laura Birn, Terrence Mann
Zdjęcia: Owen McPolin, Tico Poulakakis, Danny Ruhlmann, Cathal Watters, Steve Annis, Thomas Kloss, Darran Tiernan
Muzyka: Bear McCreary