Wyprawa do dżungli

Jaki Disney jest, każdy wie. Mega korporacja, która gotowa jest spieniężyć każdy oddech popkultury. W przypadku Wyprawy do dżungli, co niebywałe i w głowie się nie mieści, pomysł na film został oparty o jedną z atrakcji parku rozrywki. Jungle Cruise, czyli tak zwany klasyk z Disneylandu, przez który przejazd trwa dziewięć minut posłużył za podstawę dwugodzinnego filmu wyreżyserowanego przez Jaume Collet-Serra. To niejako powrót do najlepszych wzorców z kina nowej przygody podpartej nowinkami zaczerpniętymi z serii Piraci z Karaibów. Pod tym względem seans sprawdził się (w moim przypadku) tylko połowicznie i moim zdaniem na wyższą ocenę niż „niezły” nie zasługuje. Druga połowa filmu to po prostu nie moja bajka, chociaż nie przeczę, że całość utrzymana jest w jednolitej i ustalonej z góry konwencji. Wspomniany Jaume Collet-Serra to kolejny utalentowany reżyser kina gatunku, który podkupiony przez Disneya, zmienił swój talent na drobne. Wprawdzie początek jego kariery nie wróżył za dobrze (niestety wszyscy pamiętamy jego Dom woskowych ciał z Paris Hilton), ale kolejnymi filmami dał się poznać już z lepszej strony. 183 metry strachu z 2016 roku był już prawdziwie zacnym animal-attackiem (chociaż malkontentów jest pod dostatkiem).

Wyprawa do dżungli przedstawia się jako żeńska odmiana Indiany Jones i już na początku poznajemy niesforną poszukiwaczkę przygód, Lily Houghton (naturalna i pełna łobuzerskiego wdzięku Emily Blunt). Jest w posiadaniu mapy, która może ją doprowadzić do mitycznego drzewa życia. Nurtem rzeki, przez amazońską dżunglę natomiast pomoże jej się przedostać Frank Wolff (Dwayne Johnson). Wszystko jest tu oparte na najlepszych kliszach z kina przygodowego, które wielokrotnie już oglądaliśmy, również dzięki Disneyowi. Niebezpieczna podróż, rzesza kolorowych i charakterystycznych antagonistów z niemieckim księciem Joachimem na czele (jak u Indiany Jones, znowu ci Niemcy). Pełna przygód droga obfituje w kilka zwrotów akcji, a wypełnioną ogranymi zagrywkami akcję umila charyzmatyczny jak zawsze Dwayne Johnson wespół z Emily Blunt.

Wyprawa do dżungli to świetna chemia pomiędzy upartą, zadziorną i zdolną do wszystkiego Lily, a upartym, zadziornym, zdolnym do wszystkiego, ale też patologicznym krętaczem Frankiem. Chemia wybija ponad wszystko i góruje nad przewidywalną sekwencją kolejnych wydarzeń. Pod tym względem Wyprawę do dżungli oglądało mi się doskonale, gorzej natomiast, gdy całość skręca mocno w kierunku Piratów z Karaibów i na pierwszy plan wyskoczyły elementy magiczne i pełne mistycyzmu. Nie powinienem jednak narzekać, bo przecież Wyprawa do dżungli ma jasno określonego odbiorcę. Piraci z zaświatów zostali zamienieni na konkwistadorów, a finał to już prawdziwa orgia CGI. Przejrzysty, bezpretensjonalny, całkiem zabawny z miłą dla ucha ścieżką dźwiękową i świetnymi ujęciami (za zdjęcia odpowiada stały współpracownik reżysera, operator Flavio Martínez Labiano). Wyprawa do dżungli to udany produkt, który zasługuje na swój zestaw Happy meal.
Patryk Karwowski
Czas trwania: 127 min
Gatunek: przygodowy
Reżyseria: Jaume Collet-Serra
Scenariusz: Michael Green, Glenn Ficarra, John Requa, John Norville, Josh Goldstein
Obsada: Dwayne Johnson, Emily Blunt, Edgar Ramírez, Jack Whitehall, Jesse Plemons, Paul Giamatti
Zdjęcia: Flavio Martínez Labiano
Muzyka: James Newton Howard
PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?