Loki – sezon pierwszy

Plany Disneya są zaiste spektakularne, a nowy korporacyjny ład zakłada kolejnych kilkadziesiąt produkcji z bohaterami ze stajni Marvela. Każdy może sobie psioczyć na filmy bez wyrazu, puste i plastikowe. Ile jednak można o tym pisać? To produkt, za którym najczęściej stoją utalentowani twórcy, którzy próbują stworzyć film przyjemny dla oka, zabawny, niekiedy trzymający w napięciu. Im więcej dadzą mu serca, tym lepiej. W Lokim udało im się po raz kolejny. Pewnie nie będziemy o nim długo pamiętać, ale jest to serial na tyle sprawnie zrealizowany, że warto mu poświęcić tych sześć godzin.

Loki plastikowy z pewnością nie jest, niesie w sobie sporo oryginalności, a twórcy wykazali się nie lada kreatywnością by przedstawić w sześciu odcinkach nową zajmującą przygodę. Główną postacią jest Loki, który wypada ze swojej osi czasowej. Nie raz pisałem, że nie jestem specjalistą w MCU i wyjaśnienie kolejnych faz, czy próba umiejscowienia akcji w danym momencie w uniwersum jest dla mnie bardzo kłopotliwa. Wystarczy więc, że napiszę, że Loki wykorzystał jeden z artefaktów (ten niebieski tesserakt) w czasie wojny o Nowy Jork (w scenie z filmu Avengers: Koniec gry) i przeniósł się do innego wymiaru (tak będzie najbezpieczniej napisać). Nie powinien tego robić, bo mógł zaburzyć porządek na liniach czasowych. Szybko aresztują go służby odpowiedzialne za utrzymanie harmonii na ścieżkach czasu. Zostaje więc schwytany i wpada w biurokratyczne tryby TVA (Time Variance Authority). Korporacyjny porządek zakłada szybkie odczytanie wyroku i skazanie (najczęściej unicestwienie „wariantu”). Ten sam wariant jest najważniejszym novum w serialowym świecie. Otóż, TVA zdaje sobie sprawę, że w jednostce czasu wydarzenia rozgrywają się w kilku alternatywnych światach, więc dany charakter może przybierać różne formy we własnych uniwersach. Zakłada to też odgórne przesłanie Disneya, że czasem postać może wyglądać tak, a czasem elfy mogą być czarne i nic z tym zrobisz kolego. Pogódź się z tym. Świat jest różnorodny, więc kurczowe trzymanie się czegoś w filmowym świecie jest bzdurą, bo to są tylko i wyłącznie wytwory czyjejś wyobraźni, a nie realistyczny dokument o życiu konkretnego gatunku zwierząt w dorzeczu Nilu. Disney tym samym rozkłada na łopatki całe Twoje przeświadczenie i przyzwyczajenie do wyglądu, rasy czy płci. bo wskutek perturbacji na linii czasu Loki spotyka swoje nowe warianty. Jak to się dzieje i dlaczego brat Thora wymknął się spod topora? Agent TVA Mobius (Owen Wilson) założył, że ten wariant znany widzom, pod postacią aktora Toma Hiddlestona może pomóc organizacji w złapaniu wariantu, który ciągle wymyka się służbom. Ba! Nie tylko wymyka się, ale też nie pozostawia bez uszczerbku na życiu i zdrowiu oddziałów, które za banitą skaczą z linii czasowej do linii, ze świata do świata.

Jaki jest więc tak naprawdę Loki jako serial? To kreatywny pomysł na przedstawienie znanej nam postaci w nowej odsłonie, ale również istotny moment dla MCU, w którym ma szansę dokonać się przemiana w półbogu. Loki jaki jest zapewne wszyscy wiedzą, ale i tu dochodzi sprawa różnych wariantów. Ten znany nam jest patologicznym kłamcą, który ostrzy sobie kły na władanie wszechświatem. Gdy jednak wychodzi na jaw, że znany mu wszechświat to tak naprawdę igła w stogu siana, a mityczne kamienie z rękawicy Thanosa mogą być w TVA nic nie wartym szmelcem (moce na biurowych korytarzach nie działają), zmieniają się jego priorytety. To całkiem sprytny wybieg ze strony Marvela, sprezentować widzom coś większego i mocniejszego niż ten olbrzym, który jednym gestem mógł dokonać anihilacji połowy populacji w uniwersum.

Loki jest również bardzo zabawny i największa w tym zasługa odtwórcy głównej roli. Jest szubrawcem i klasycznym przykładem złoczyńcy, a jednak jego wściekłość w zestawieniu z biurokracją, która za nic ma sobie jego wyskoki to jeden z lepiej przedstawionych humorystycznych akcentów u Marvela. Bez zbędnego pretensjonalizmu, nie nadęty humor trafił w moje podniebienie idealnie, tak samo zresztą jak sama postać Lokiego, który de facto dusił się w swojej roli czarnego charakteru. Przypisana mu rola to przecież również nawias „wariantu”, a niekoniecznie prawdziwe predyspozycje czy chociażby właściwe uwarunkowania. Każdy bowiem może się zmienić, każdy ma szansę odpokutować i jak zawsze punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. To dobry serial, nieco przegadany z właściwą akcją, która rozkręca się dopiero pod koniec sezonu, ale również przez to możemy głębiej wniknąć w psychikę Lokiego. Bardzo więc podobały mi się jego (Lokiego) rozmowy z Mobiusem, próba uchwycenia istoty zła jako takiego, jego genezy, czy nawet ścieżki postępowania. Czy jesteśmy źli, bo chcemy, potrzebujemy tego, czy dlatego, że jesteśmy słabi, a strachem u innych rekompensujemy sobie własne braki? Loki to serial dość pojemny, postać z czasem nabiera dystansu do siebie, a twórcy nie zwalniają tempa przy serwowaniu kolejnych niespodzianek i kolejnych wariantów. Przeskakujemy pomiędzy różnymi okresami i nawet żałuję, że lepiej nie orientuje się w MCU, bo Loki zapewne po brzegi jest wypełniony tak zwanymi 'easter egg’. Nic to. Dla mnie pozostaje dobrym serialem o intrygującej postaci, która stoi na krawędzi.

Patryk Karwowski

Twórca: Michael Waldron
Reżyseria: Kate Herron
Scenariusz: Michael Waldron, Bisha K. Ali, Elissa Karasik
Obsada: Tom Hiddleston, Gugu Mbatha-Raw, Sophia Di Martino, Owen Wilson, Wunmi Mosaku
Muzyka: Natalie Holt
Zdjęcia: Autumn Durald

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?