Una jena in cassaforte

Pięcioro kryminalistów spotyka się we włoskiej willi. Ta piątka powinna mieć pięć kluczy do skarbu, starego łupu z diamentami, ale gdy jeden klucz znika, ginie również pierwszy z gości. Nikomu nie można ufać, a skarb jest teoretycznie na wyciągnięcie ręki.

Giallo tylko z pozoru dopracowane, z wyśmienitymi surrealistycznymi momentami, z dobrą grą aktorską i do tego, niestety, kompletnie nie angażujące mnie jako widza. To ten szczególny przypadek, gdy twórca, tutaj Cesare Canevari (znany fanom kina włoskiego głównie dzięki swojej Ostatniej orgii gestapo) skupił się na wszystkim oprócz reżyserii. A szkoda, bo historia, która pełnymi garściami czerpie z Agathy Christie mogła być przecież, przy całym swoim halucynogennym wywarze, całkiem nośna. To już nie pierwszy zresztą raz, gdy Włosi zwracają się o pomoc do brytyjskiej autorki kryminałów, a najczęściej inspiracji szukają w I nie było już nikogo (wydanych przez Iskry pod sławetnym tytułem Dziesięciu Murzynków). Co więc zagrało u Canevariego? Z pewnością pewien groteskowy klimat, który udało się uzyskać twórcom dzięki świetnemu porozumieniu na linii reżyser, autor zdjęć i kompozytor. Innymi słowy, jest i na czym oko zawiesić i czego posłuchać. Kryminaliści, którzy przyjechali podzielić się łupem ze starego napadu rabunkowego od początku nie mogą sobie ufać, bo wszak każdy z nich „robi w zawodzie”. Wiadomym jest, że o uczciwości nie może tu być mowy. Przekłada się to na spojrzenia i intrygi. Każdy ma te same motywy, chce wykończyć kolegę i koleżankę, przystąpić do lichego sojuszu, wyjść na swoje, a niektórzy chcą jak najszybciej opuścić to miejsce. Giną kolejne osoby (ktoś wypada przez okno, inny zostaje zasztyletowany), klucze pojawiają się i znikają (ktoś ma też dostęp do monitoringu i śledzi poszczególnych gości). Śmierć zbiera żniwo i co ciekawe przy części zgonów znamy i widzimy morderców, a jednak nie wiemy jednocześnie, kto przeżyje do finału.

Giallo Canevariego mieni się przy tym wyjątkowymi, wspomnianymi już, surrealistycznymi barwami. Osobliwie współgra to z tematem, który przecież nie powinien zakładać takich formalnych wyskoków. A jednak operator Claudio Cattozzo (który notabene nie należy do szczególnie rozpoznawalnych w swoim fachu, chociaż był stałym współpracownikiem reżysera) postanowił iść na całość. Ciekawe i oryginalne kąty kamery, odważne kolory niczym u samego mistrza Mario Bavy, w końcu wrażenie czegoś niebywale ekscentrycznego. Przez dłuższą chwilę miałem nawet wrażenie, że to film w filmie, rodzaj inscenizacji, lub umówionego przedstawienia. Intrygujący jest też dobór obsady. Mało znani aktorzy (najbardziej rozpoznawalna powinna być Cristina Gaioni) sprawdzili się bardzo dobrze. Una jena in cassaforte jest więc pewnego rodzaju unikatem, dziełem stylowym, ale mało konkretnym jako kino gatunku. To rodzaj satyry i groteski, nawet pewnej zgrywy. Dla fanów giallo powinien być tylko ciekawostką.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 100 min
Gatunek: giallo
Reżyseria: Cesare Canevari
Scenariusz: Cesare Canevari, Alberto Penna
Obsada: Cristina Gaioni, Dimitri Nabokov, Maria Luisa Geisberger, Ben Salvador, Sandro Pizzochero
Zdjęcia: Claudio Catozzo
Muzyka: Gian Piero Reverberi

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?