Z dużej chmury mały deszcz

Recenzja dwóch sezonów serialu The Rain

Do serialu The Rain podchodziłem z równą dawką zainteresowania i obawy. Z jednej strony wszystkie zapowiedzi i zwiastuny pierwszej duńskiej produkcji Netfliksa wyglądały bardzo obiecująco, z drugiej zaś mocno mieszane przyjęcie serialu przez zarówno krytyków, jak i widzów, wyraźnie wskazywały, że nie wszystko w tej produkcji się udało. Ostatecznie ciekawość zwyciężyła i postanowiłem dać serialowi szansę. Niestety, The Rain okazał się produkcją niespełnionych obietnic i niewykorzystanego potencjału.

Zagłada niesiona przez deszcz. 

Pilot serialu zbudowany jest zgodnie ze znanym powiedzeniem niekwestionowanego mistrza dreszczowców, Alfreda Hitchcocka, które mówi, iż „Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć”. Twórcy The Rain nie tracą czasu na długi wstęp, czy powolne przedstawianie nam głównych bohaterów, a akcja rozpoczyna się zaledwie kilka minut po rozpoczęciu pierwszego odcinka. Nastoletnia Simone (Alba August) wraz z grupą uczniów przygotowuje się do ustnego egzaminu końcowego. Nagle w szkole pojawia się ojciec dziewczyny (Lars Simonsen) i w panice wyciąga ją ze szkoły twierdząc złowieszczo, że niedługo będzie padać, a gdy to się zacznie, nie można być w pobliżu. Simone zostaje szybko wepchnięta do samochodu i wraz z resztą rodziny udaje się do bunkra należącego do Apollona – firmy, dla której pracuje jej ojciec. Po dynamicznej sekwencji na autostradzie, dodatkowo potęgującej niepokój przez widok złowieszczo wielkich, czarnych chmur na horyzoncie, rodzina dociera na miejsce. Tam ojciec Simone nakazuje jej, by opiekowała się swoim młodszym bratem, Rasmusem (Lucas Lynggaard Tønnesen), zakłada kombinezon ochronny i odchodzi, twierdząc, że tylko on może zapobiec zagładzie świata. Niedługo potem, na skutek niefortunnych zdarzeń, w wyniku kontaktu z deszczem umiera matka Simone i Rasmusa. Rodzeństwo pozostaje samo w bunkrze przez sześć lat, nie mając pojęcia, co wydarzyło się w świecie zewnętrznym. Gdy kończą im się zapasy, bohaterowie są zmuszeni wyjść na powierzchnię. Spotykają tam grupkę ocalałych: Martina (Mikkel Folsgaard), Patricka (Lukas Lokken), Beatrice (Angela Bundalovic), Leę (Jessica Dinnage) i Jean (Sonny Lindberg). Dowiadują się od nich, o wirusie przenoszonym przez deszcz oraz każdą nieoczyszczoną wodę, który zabił większość ludzkiej populacji, a ocalałych skazał na walkę o pożywienie i życie w ciągłym poczuciu zagrożenia. Czy świat już zawsze będzie tak wyglądał, a może istnieje lekarstwo na tajemniczego wirusa?

Świat po zagładzie.

Przez pierwsze odcinki The Rain prezentują się całkiem dobrze. Serial z początku stanowi swoisty gatunkowy mix typowej teenage dramy (Netflix lubi ten gatunek) z mroczną opowieścią w klimacie postapo. Można powiedzieć, że serial ten to trochę zombie apocalypse, tyle, że bez zombie. Mamy zabójczego wirusa, z którym każdy kontakt kończy się śmiercią oraz liczne nawiązania do takich produkcji jak Walking Dead, czy 28 dni później. Podobnie jak w tamtych produkcjach widok człowieka w kadrze częściej wywołuje strach, niż pozytywne odczucia. Paradoksalnie brak żywych trupów czyhających wszędzie na bohaterów nie czyni tego obrazu mniej ponurym. Świat zniszczony przez wirusa, w którym ocaleni ludzie (dosłownie) zabijają się o jedzenie? Nie wiem, czy w dzisiejszych czasach taki obraz nie przeraża dużo bardziej od widoku hordy zombie. Co łatwo przewidzieć, The Rain porusza tematy bardzo typowe dla niemal każdego dramatu postapokaliptycznego. Powstaje nawa rzeczywistość, w której po upadku instytucji państwowych i erozji struktury społeczeństwa do głosu dochodzą wszelkie pierwotne ludzkie instynkty. Nie zabraknie również krytyki dwóch instytucji, które w czasach chaosu najbardziej zyskują na znaczeniu: wojska i zinstytucjonalizowanej religii. W tym drugim wypadku mamy jednak pewną nowość. Zwykle w tego typu kinie dostajemy obraz fanatyków religijnych, którzy w apokaliptycznych wydarzeniach dopatrują się znaku od Boga, a następnie tworzą nowe kościoły oparte na silnym przywództwie jednego charyzmatycznego lidera. W The Rain specyficzna para religijna sekta, do której trafiają bohaterowie, jest antyindywidualistyczna i nie ma w niej Boga – jest za to konieczność składania ofiar. Może twórcy chcą powiedzieć, że nie obecność lub brak obecności boga w religii jest najbardziej niebezpieczna, ale ślepa wiara w narzucone zasady?

Dwa podejścia. 

Jednak co innego w duńskim serialu wydaje mi się najciekawsze. W The Rain obserwujemy świat po zagładzie głównie oczami ludzi, którzy w czasie apokalipsy oraz tuż po niej, gdy formowała się nowa rzeczywistość, byli ukryci, schowani przed jej okrucieństwem. W rezultacie, nie zdążyli nim przesiąknąć, nauczyć się go. Simone i Rasmus, mimo sześciu lat w zamknięciu, to ciągle reprezentanci naszego świata wartości wrzuceni w świat, w którym przywiązanie do nich tratuje się jako balast utrudniający przeżycie. „Nie pasujecie do tych czasów”- mówi w pewnym momencie Martin do Simone. On, lider grupy, który w skrajnie nieprzyjaznym środowisku zapewnił jej przetrwanie, nie raz musiał podejmować moralnie wątpliwe decyzje. Ona – chcąca udzielić pomocy każdemu napotkanemu człowiekowi. Ich spór to nie tylko zderzenie życiowych postaw, ale wręcz pojedynek filozoficzny. Czy w czasie zagłady należy się jedynie kierować troską o własne życie i ewentualnie o najbliższych, czy może ciąży na nas, jako ludziach, moralny obowiązek, by spróbować uratować wszystkich, których się da? Innymi słowy: czy istotą człowieczeństwa jest indywidualna troska o biologiczne przerwanie, czy może niesienie pomocy innym? A co wtedy, gdy zagrożona jest jednostka, a próba jej pomocy może ściągnąć niebezpieczeństwo na całą grupę? Simone i Martin udzieliliby zupełnie innych odpowiedzi. Ten ciekawy spór przez pewien czas napędza cały serial. Jest to tym ciekawsze, że kino postapokaliptyczne często ucieka w nihilizm, jego twórcy odruchowo rację przyznają tym, którzy skupiają się na ratowaniu członków swojej grupy, a piętnują (i karzą śmiercią) „naiwność” tych, którzy próbują ratować wszystkich. W The Rain twórcy pokazują zarówno słabości, jak i mocne strony każdego podejścia do tego problemu (ostatecznie oba, na różnych etapach, ściągają na bohaterów kłopoty). My, jako widzowie, możemy stanąć zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie, ale trudno tu kogokolwiek jednoznacznie potępić. Gdyby cały serial był zbudowany wokół tego sporu, to byłby to jeden z najciekawszych postapokaliptycznych seriali. Niestety, twórcy tę kwestię szybko porzucają. Co gorsza, produkcja z każdym kolejnym odcinkiem dryfuje w coraz dziwniejszą stronę.

Pogubieni twórcy. 

Z czasem, na pierwszy plan w serialu wysuwa się postać brata Simone, Rasmusa. Chłopak nie tylko, jako jedyny na świecie, jest odporny na działanie wirusa, ale też jest z nim w swoistej symbiozie, która powoduje, że wirus się z nim komunikuje (!) oraz, gdy Rasmus się denerwuje albo jego życie jest zagrożone, daje mu pewną superbohaterską moc (!). Absurdalne, prawda? Niestety, twórcy podają nam to wszystko z absolutną powagą. Oczywiście, ktoś mógłby zaripostować, że już sam motyw wirusa przenoszonego przez deszcze jest absurdalny, a skoro my. jako widzowie, go przyjęliśmy, to nie powinniśmy narzekać na dalsze absurdy. Jednak tamten absurd mieścił się w konwencji kina postapokaliptycznego, ten zmienia tę konwencję przez co The Rain na naszych oczach zmienia się w niezamierzoną parodię komiksowej opowieści o mutancie, który może ocalić lub zniszczyć świat. Nie najlepiej twórcy rozwijają również relacje między pozostałymi bohaterami. Muszę przyznać, że dawno nie widziałem, by w kinie europejskim wątek relacji między poszczególnymi filmowymi postaciami traktować tak skrótowo i pobieżnie. Najgorzej wygląda to w koszmarnym drugim sezonie, gdzie mało który z bohaterów w ogóle się jakkolwiek rozwija, a większość kręci się w kółko, powtarzając ciągle te same błędy, jakie popełniała w pierwszym sezonie. Gdy dodać do tego, że we wspomnianym drugim sezonie zupełnie znika zagrożenie tytułowym deszczem, to obraz absolutnego pogubienia się twórców jest już w pełni widoczny. Szkoda, bo zwiastuny i zapowiedzi sugerowały nam inną, dużo ciekawszą opowieść. Gdyby autorzy konsekwentnie przy niej pozostali i potrafili powściągnąć niektóre swoje dziwaczne pomysły, to The Rain byłby produkcją godną polecenia. Niestety, po obejrzeniu dwóch sezonów, trudno jest polecać ten serial komukolwiek. Od 6 sierpnia na Netfliksie dostępny jest trzeci i ostatni sezon. Czy po jego obejrzeniu mój stosunek do tego serialu ulegnie poprawie? Nie wiem. Wiem, że na razie nie planuję go oglądać.

Marek Nowak

Gatunek: dramat, sci-fi, postapo
Twórcy serialu: Jannik Tai Mosholt, Esben Toft Jacobsen, Christian Potalivo
Reżyseria: Kenneth Kainz, Natasha Arthy
Obsada: Alba August, Lucas Lynggaard Tønnesen, Mikkel Følsgaard, Lukas Løkken
Zdjęcia: Jesper Tøffner, Rasmus Heise