VFW

To nie jest żaden list miłosny dla eksploatacji. Żadne oddawanie hołdu, czy tez bicie pokłonów w kierunku kina gatunku. To wyraz szacunku dla partyzantów taniej obskury pokroju Jima Van Bebbera (Deadbeat at dawn) i czasów, gdy liczyły się patenty i styl. Oczywiście Joe Begos (rocznik 1987) jasno wskazuje swojego ulubionego twórcę – Johna Carpentera, który jest tu przywoływany w stylistyce, temacie, ale i w realizacji, szczególnie przy warstwie audiowizualnej. Muzyka stanowi stały element obrazu, również w trakcie scen nieco wyciszonych, rozmów i rzecz jasna przy głównym elemencie filmu, bezkompromisowej walce. Jednak Begos zdaje się być twórcą na tyle niezależnym, że każda zaczerpnięta inspiracja nie szkodzi jego VFW (skrót od Veterans of Foreign Wars). Begos wypracował tutaj osobny język, brutalny, pełen przemocy, VHS-owy, ale bez męczącego zarzucania nostalgią, a raczej podług brudnych naleciałości od estetyki b-klasowego szaleństwa.

Fabuła jest tak prosta, że sprawdza się doskonale przy oglądaniu w każdym stanie uniesienia, przy każdej pogodzie i poprawia przy tym samopoczucie. W kinie współczesnym Joe Begos stoi pod względem prezentowanej przemocy blisko S. Craiga Zahlera prezentując przy tym podobny poziom wylewającego się z każdego kadru testosteronu. Jako neo-eksploatacja wypada o tyle wyśmienicie, że pozwala raz jeszcze starym twardzielom pokazać, kto tu rozdaje karty. Tytułowy VFW to nazwa knajpy, którą prowadzi Fred (Stephen Lang). To drugi (a może nawet pierwszy) dom dla podobnych mu weteranów. Walczyli w Wietnamie, Korei i innych ogniskach zapalnych na świecie. W VFW wspominają we własnym gronie epizody z frontu, narzekają na tych naćpanych po drugiej stronie ulicy, na miasto, które zeszło na psy, a każda ulica wygląda jak śmietnik. Nie o to walczyli. Na tym samym osiedlu przystań znalazł diler Boz (Travis Hammer), który swoim „produktem” podporządkował sobie okolicznych narkomanów. Banda i klienci (w stale powiększającej się liczbie) zajęli stare kino, właśnie po drugiej stronie ulicy (wprawni widzowie dojrzą plakat Elektronicznej ruletki Johna Flynna z 1994 roku).

Bezdomni, drobni przestępcy, złodzieje, jak posłuszne zombie, zdobywają drobne na kolejną działkę, wykańczają się nawzajem, by zarobić i kupić towar. Zadrą dla biznesu Boza staje się pewna małolata, która chce się zemścić za śmierć siostry. Dziewczyna podprowadza plecak z narkotykami, które mogłyby zaspokoić popyt całej masy Hyperów (nazwa pochodzi od nowego narkotyku o nazwie Hype, który silnie uzależnia, a zażywających zamienia, w przenośni, w agresywne bestie).

Dziewczyna znajduje schronienie rzecz jasna w barze u Freda, gdzie ten, razem z przyjaciółmi, opija swoje urodziny. Reakcja może być tylko jedna. Byli wojskowi pomagają uciekającej, a VFW już za chwilę stanie się twierdzą. Zewsząd nadciągają wysłane przez Boza hordy narkomanów.

Nawiązując do klasycznego już Ataku na posterunek 13, Joe Begos opowiedział o przyjaźni weteranów zaprzęgając do tego ultra brutalne show, w którym każde starcie wygląda jak to finałowe. Odcinane są ręce, miażdżone są głowy, wydłubywane kciukami gałki oczne. W ruch idą kastety, siekiery, haki, broń palna (w małym stopniu), meble, butelki, korkociągi. Czarna jak smoła krew o konsystencji dobrze przygotowanej czerniny tryska pod ciśnieniem ale też sączy się czule z każdej przebitej, rozerwanej i wyrwanej części ciała. Polegli przyjemnie ozdabiają ściany i podłogi, a weterani nie zamierzają się poddać i walczą o każdy metr.

Weterani w scenariuszu odnoszą się również do weteranów aktorów, których Joe Begos zaprosił do współpracy. Stephena Langa możemy na szczęście oglądać regularnie, bo aktor nie zwalnia i co rusz zaskakuje formą (BravenNie oddychaj, niestety również nadchodzące sequele Avatara). Niezwykłą jednak przyjemnością było zobaczyć również tych mocno wyeksploatowanych: Freda Williamsona (aktor filmów blaxploitation, który przeżywał już drugą młodość u Roberta Rodrigueza w Od zmierzchu do świtu, teraz czas na trzecią młodość), Martina Kove’a (brutalny trener z Karate Kid), Williama Sadlera (przeciwnik Johna McClane’a w Szklanej pułapce 2), Davida Patricka Kelly’ego (debiutował u Waltera Hilla jako Luther w Wojownikach w 1979 roku). Każdy z aktorów stanął na wysokości zadania i udowodnił, że nie przyszedł na niego jeszcze (długo) czas.

Joe Begos to obecnie jeden z jaśniejszych punktów na gatunkowej mapie kina. W dobie szemranej eksploatacji, która jest niestety jej tanią podróbą (nie można mieć tego do końca za złe twórcom, bo najczęściej rozbija się mikro budżet), twórca ten pokazuje, że dopiero się rozkręca. W swoim VFW utrzymuje dobre tempo, nie zbacza z kierunku, zaskakuje konsekwencją. Polecam.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 92 min
Gatunek: akcja, horror, neo-eksploatacja
Reżyseria: Joe Begos
Scenariusz: Matthew McArdle, Max Brallier
Obsada: Stephen Lang, William Sadler, Fred Williamson, Martin Kove, David Patrick Kelly, George Wendt, Travis Hammer
Zdjęcia: Mike Testin
Muzyka: Steve Moore