Dzieci ulicy

Giuseppe i Pasquale to chłopcy, którzy pracują na ulicach jako pucybuci. Są przyjaciółmi i wspólnie wspierają się, by radzić sobie z kolejnymi przeciwnościami losu. A tych, przeciwności, jest całkiem sporo. Poznajemy ich w Rzymie tuż po wojnie, na ulicach roi się od aliantów, miasto próbuje normalnie żyć. Dzieci ulicy są zdane na siebie. Zdaje się też, że po wojennej zawierusze zapomnieli o nich najbliżsi. To chyba pierwsza gorzka refleksja, jaka przychodzi w trakcie seansu. Wprawdzie jeden z nich (Pasquale) jest sierotą i śpi od trzech tygodni w windzie, ale drugi (Giuseppe) ma matkę i brata, a mimo to również żyje na ulicy. Dlaczego tak się stało? Odpowiedź przychodzi z samej tożsamości dzieła Vittoria De Siki, który zamiast filmować wojnę, sportretował jej skutki. Ludzie są wrakami, matka chłopca, która pojawia się na chwilę w epizodzie z trudem zajmuje się sobą, a co dopiero miałaby sobie poradzić z wychowaniem syna. Ma przecież jeszcze jednego, dzielnie wspinającego się po szczeblach w kryminalnym półświatku. Chłopcy siłę czerpią z marzenia o białym koniu, którego sobie sprawią, jeżeli uda im się odłożyć trochę grosza. Okazja przychodzi nagle i stanie się wstępem do tragicznych wydarzeń. Para wyrzutków bierze nieświadomie udział w kradzieży, trafiają do więzienia dla nieletnich. Tam, rozdzieleni, doświadczą w ciągu krótkiego okresu czasu zdrady, podłości, upokorzenia.

Na przykładzie dwójki dzieci najlepiej widać jak świat dorosłych niszczy niewinność, która powinna towarzyszyć temu okresowi ich życia. Zakład dla nieletnich to surowe, przepełnione cele gdzie nie ma miejsca na zrozumienie, czułość i litość. Można tylko dokładać kolejnych lat do wyroku.

Vittorio De Sica nakręcił bardzo mało sympatyczny, ale też niezwykle realistyczny obraz. Formalizm Włocha przemawia w tym przypadku tylko na autentyczność całej wymowy utworu. W rolach głównych wystąpiła dwójka naturszczyków. Zostali wrzuceni w naturalne środowisko ulicy, nierzadko sprowokowani do improwizacji. Przy naturalnym oświetleniu uchwycono prawdziwe grymasy, żywe spojrzenia i ruch. De Sica pozwolił widzowi pobyć trochę z dwójką dzieciaków, która radzi sobie lepiej w życiu niż dorośli, pokazał ich radość, szczerą przyjaźń i to jak potrafią się sobą opiekować i wspierać się. Chłopcy spełniają swoje marzenie, kupują białego konia i w nieskrępowanej radości jadą na nim przez Rzymskie ulice – to jedyny moment w filmie, gdy na ich twarzach widać prawdziwe uśmiechy. Ale nie tylko na ich twarzach, co ważne. Wszystkie dzieci ulicy toną w uśmiechach, bo oto dwójka ich pobratymców ucieleśniła swoje marzenia, czyli warto pracować, wstawać rano, starać się, mieć nadzieję.

Wszystko się zmienia, gdy chłopcy zaufali dorosłym, w tym przypadku bratu Giuseppe (ten wsiąkł już mocno w struktury przestępcze). To również istotne tło, bo tworzący się półświatek to niekiedy jedyna szansa na lepszy byt, o czym dowiadują się później w więzieniu.

De Sica, jako czołowy przedstawiciel neo realizmu ucina więc tę sielankę, wtrąca bohaterów w miejsce, gdzie nie ma już nadziei i marzeń. To ostatni trupi oddech wojny, jak ten hailujący kucharz w zakładzie karnym. To smutny i przejmujący film o bezbronnych dzieciakach, które próbują, ale ostatecznie uginają się pod ciężarem brutalnego świata dorosłych.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 87 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Vittorio De Sica
Scenariusz: Sergio Amidei, Adolfo Franci, Cesare Giulio Viola, Cesare Zavattini
Obsada: Franco Interlenghi, Rinaldo Smordoni
Zdjęcia: Anchise Brizzi
Muzyka: Alessandro Cicognini