Laleczka

Tło fabularne Laleczki nie mogło być inne. Samotnie wychowująca syna Karen (niezmiennie urocza od zawsze i na zawsze Aubrey Plaza) nie ma łatwo. Dwie zmiany w markecie z elektroniką Zed-Mart na dziale reklamacji, nowe mieszkanie i syn Andy, który wchodzi powoli w okres buntu i nie może odnaleźć się w nowym środowisku. Rodzic nie ma czasu, a pomóc może kolejny większy tablet albo laleczka, hit nieco przebrzmiały (bo na horyzoncie są już nowe modele), ale wciąż mogący wypełnić lukę po koledze, przyjacielu, ojcu. Buddi to inteligentna zabawka, samodoskonaląca się i wierna. Szuka przyjaciela.

Długą drogę przebył Chucky od roku 1988 kiedy do życia powołał go scenarzysta Don Mancini i reżyser Tom Holland. Nie była to wszak droga usłana różami, bo mocno wyeksploatowana franczyza nie miała już nic ciekawego do zaoferowania fanom serii. I wydawać się mogło, że ósma z kolei podzieli los poprzednich (a w przygotowaniu jest serial). Co można bowiem powiedzieć nowego, innego o morderczej laleczce? Tak jak Lars Klevberg, twórca w branży mało jeszcze znany, można serię zresetować, nie tyle odciąć się, co opowiedzieć na nowo. Nie jest to więc remake, a reboot, odmienne podejście do opowieści, nowe rozdanie bez natarczywego puszczania oka, nostalgicznych wtrętów, „jechania” na ejtisach. Lars Kleverberg bez żadnego skrępowania, w duchu idealnie skomponowanego slashera wszedł mocnym krokiem w horror pod rękę z jednym z najbardziej oryginalnych oprawców, Chuckym.

Niewątpliwym sukcesem jest tutaj scenariusz Tylera Burton Smitha i producenckie oko Setha Grahame-Smitha i Davida Katzenberga. To ta dwójka, odpowiedzialna w głównej mierze za sukces To Andy’ego Muschiettiego, dała zielone światło z założeniem (jak się okazało słusznym), że serię trzeba traktować z szacunkiem, ale iść z duchem czasów. Nowy Chucky to high-endowa zabawka, gotowa sparować wszystkie urządzenia w domu od potentata w branży elektronicznej. „Tak rozpoczyna się każdy bunt maszyn” – stwierdza rezolutnie koleżanka Andiego i między innymi tym tropem będą podążać twórcy. Jeśli masz więc w domu jakiś sprzęt z logo Kaslan Industries, Buddi pomoże. Ale uzależnienie od elektroniki, pełen dostęp do wszystkiego od ręki to tylko pomoc bo przecież nic nie zastąpi oldskulowego noża. W tym gatunkowym znaczeniu Laleczka spełnia swoją rolę znakomicie. Kolejne morderstwa i ich aranżacje przypominają czasy kiedy było krwawo i pomysłowo.
Wydaje mi się, że twórcy wiedzieli jakie mają atuty i głównie z tej pewności siebie wyszedł tak dobry reboot. Laleczka to dopracowany scenariusz (znalazło się tu i miejsce na komentarz społeczny dotyczący nas, uzależnionych od elektroniki, ale i przytyk w stronę producentów i „fabryk śmierci” w Azji), fantastycznie przeprowadzony dziecięcy casting, efekty praktyczne, mocno wyśrubowany czarny humor i w końcu głęboki ukłon w kierunku „drugich części”, tutaj w postaci seansu Teksańskiej masakry piły mechanicznej 2. Ten ukłon to jasna wypowiedź, że sequele (remaki, rebooty, etc.) mniej lub bardziej udane, mogą mieć swoich entuzjastów, dać wiele frajdy fanom horrorów, tak jak Laleczka.
Za seans dziękuję sieci kin

Czas trwania: 90 min
Gatunek: horror
Reżyseria: Lars Klevberg
Scenariusz: Tyler Burton Smith, Don Mancini (oryginalny pomysł)
Obsada: Aubrey Plaza, Mark Hamill (głos laleczki), Gabriel Bateman, Brian Tyree Henry, Tim Matheson, 
David Lewis
Zdjęcia: Brendan Uegama
Muzyka: Bear McCreary