Szkarłatne godło odwagi

Powieść Stephena Crane’a Szkarłatne godło odwagi opublikowana w 1895 roku przyniosła autorowi uznanie czytelników, krytyków i duży sukces finansowy. O książce, której akcja rozgrywa się w trakcie wojny secesyjnej wypowiadali się pochlebnie również wojenni weterani, którzy odnaleźli na kartach powieści własne wspomnienia. Crane bowiem pisał z perspektywy zwykłego szeregowca o strachu i rozczarowaniach wojną. Pisał również o tym, że najważniejszy jest na froncie łut szczęścia. Za adaptację Szkarłatnego godła odwagi, która nazywana jest pierwszą nowoczesną powieścią wojenną, na początku lat 50. zabrał się John Huston wsparty przez studio Metro-Goldwyn-Mayer.

I jak sam John Huston wspomina, to mógłby być jego najważniejszy i najlepszy film. Trudno jednak odnieść się do tych słów w konfrontacji z finalną wersją, raptem godzinną (z minutami) opowieścią, gdy w studio zostały wycięte cenne minuty, na których zależało Hustonowi. Sam reżyser próbował później razem z aktorem Audie Murphym odkupić oryginalną kopię. Rozmowy spełzły na niczym, a taśmy przepadły w pożarze hal MGM w 1965 roku.

Jak się więc przedstawia 69 minut Szkarłatnego godła odwagi, które przetrwały? To wciąż zaskakująco dobre kino wojenne, bardzo ważne i aktualne. W centrum wydarzeń (które traktują o bitwie pod Chancellorsville z 1893 roku) jest młody żołnierz wojsk z północy Henry Fleming (Audie Murphy), który razem z oddziałem zmierza na pole bitwy. I o samej bitwie zdecydowanie więcej się mówi niż jest jej w rzeczywistości. Wśród żołnierzy nastroje są różne, przeważnie odważni na zewnątrz, chowają wiele strachu, bo w perspektywie czeka ich wymiana ognia i pierwsze rany. Wprawdzie szkarłatne godło odnosi się bezpośrednio do odznaczenia, które żołnierze zdobywają właśnie za uszczerbek na zdrowiu, ale nie wszystkim jest spieszno przyjąć pierwszą kulę, w tym i Flemingowi, który przy pierwszej okazji ucieka z pola bitwy. Zawstydzony wraca do kompanów i stawiając na szali życie rzuca się w wir walki.

W filmowej wymowie nie chodzi o żadną przemianę człowieka, lecz aby czytelnik, a teraz widz zrozumiał, że strach na wojnie to całkiem zrozumiała rzecz, że boją się wszyscy i tak samo wszyscy chcą z frontu uciec. Granica pomiędzy bohaterem a tchórzem jest bardzo cienka. Jedno nie wyklucza drugiego i każde zachowanie może być mylnie odczytane.

Szkarłatne godło odwagi jak na swój króciutki czas seansu ma zaskakująco sporo fragmentów z samego frontu. Można tym samym poczuć smak prawdziwej potyczki, wrogowie nacierają, jest sporo wybuchów, huku, strzelania. Żołnierze północy i południa ścierają się na polu chwały dzierżąc sztandary swoich stron. Krew, piach i huk rewidują kolejne akty odwagi zmieszane w jednym tyglu z tchórzostwem. W finale nie można już rozpoznać prawdziwego oblicza człowieka. Czy to satysfakcja, czy przerażenie? Wrogowie po bitwie odpoczywają na jednym polu, rozmawiają o rodzinnych stronach. Nawet w pokiereszowanym dziele filmowym, udało się przedstawić konflikt północy z południem jako przelew krwi jednego narodu. Zabrakło epickiego wymiaru, na który historia Fleminga zasługiwała.

6/10 - niezły

Czas trwania: 69 min
Gatunek: wojenny
Reżyseria: John Huston
Scenariusz: John Huston, Stephen Crane (powieść), Albert Band
Obsada: Audie Murphy, Bill Mauldin, Douglas Dick, Royal Dano, John Dierkes
Zdjęcia: Harold Rosson
Muzyka: Bronislau Kaper