Nie do przebaczenia

Saga dwóch rodzin, które wiodły w miarę spokojne życie, ale teraz poróżnią się, bo u Zacharych na jaw wyjdzie tajemnica rodu. Otóż przygarnięta jako dziecko Rachel pochodzi z plemienia Kiowa, a nie jest jankeską, jak dotąd sądzono w farmerskiej społeczności. Tajemnicę skrywa matka rodu Zacharych, Matylda, a informacja uderzy nie tylko w miasto, ale i w samych Zacharych, w których wciąż żyją wspomnienia o okrucieństwie samych Indian.

Nie do przebaczenia łączy to co najlepsze z kina Johna Hustona, z czymś, czego w jego kinie byśmy sobie nie życzyli, z pewnym rozmiękczeniem tematu. W tym konkretnym przypadku nie chodziło o twórczą niemoc reżysera, czy o to, że w tym czasie stracił na swoim impecie, a o zwykłe nieporozumienia na linii twórca – produkcja. Właśnie wtedy, kiedy Huston chciał wrócić do tematów ważkich i uderzyć bardzo mocno, na drodze stanął Hecht-Hill-Lancaster, firma produkcyjna, której zależało głównie na wynikach w box office. W rezultacie dostaliśmy „tylko” solidny film Johna Hustona, nie najgorszy, nie najlepszy, a plasujący się gdzieś pośrodku jego filmografii.

Powstanie filmu od rozpoczęcia realizacji obfitowało w problemy. Wspomniane studio założone przez Burta Lancastera i jego agentów Harolda Hechta i Jamesa Hilla na początku podziękowało pierwszemu scenarzyście JP Millerowi. Nowy, Ben Maddow dał początek zmianom w scenariuszu, którego podstawą była powieść Alana Le Maya pod tym samym tytułem wydana w 1957 roku. Na miejsce reżysera Delberta Manna wszedł właśnie John Huston, ale tu akurat dobrze się złożyło, bo Huston pracował dekadę wcześniej z Maddowem przy Asfaltowej dżungli. Co do obsady, to porzucono plany z angażem Richarda Burtona na rzecz zatrudnienia Audie Murphy’ego. Do tego doszedł wypadek już na planie filmowym z Audrey Hepburn i przerwa w zdjęciach na dwa miesiące. Ostatecznie budżet z trzech milionów urósł prawie dwukrotnie. Pomimo tych wszystkich kłopotów widzowie dostali jasno określony w przesłaniu film piętnujący rasizm. Ubolewać natomiast można, że kilka scen kiepsko komponuje z bardzo poważnym tematem.

Mam też pewien problem z angażem samej Hepburn, która z pewnością miała przykuwać uwagę na afiszach, ale w samym filmie pasowała mi już mniej. Przyzwyczajony do jej diametralnie innego wizerunku, nie mogłem się do niej przekonać przez cały seans. Emploi aktorki było tak głęboko wybite w mojej świadomości widza, że wciąż widziałem w niej dziewczynę, która na Dzikim Zachodzie znalazła się przez przypadek. Świetny był natomiast Lancaster i czuć, że robił wszystko, by pchać ten filmowy wózek. Dosłownie. Warto zwrócić też uwagę na Lillian Gish, gwiazdę kina niemego, tutaj w dramatycznej roli matki, która ukrywa tajemnicę.

Nie do przebaczenia porusza więc trudny temat przynależności rasowej. Wychowane „jak swoje” dziecko indiańskiego pochodzenia jest de facto nie do rozpoznania w wieku późniejszym. Być może o ciemniejszej karnacji, ale w regułach zachowania i kulturze białych stała się członkiem rodziny. Wątpliwości ma jeden z braci, z czasem będzie musiał zweryfikować swoją postawę i opowiedzieć się po którejś ze stron. Zupełnie inaczej ma się sprawa z Indianami i mieszkańcami miasta. O ile można zrozumieć racje Indian i to, że chcą odzyskać dziewczynę, to już zachowanie mieszkańców, którzy w kilka chwil potrafią zmazać tyle pięknych wspomnień, „bo jest Indianką”, zasługuje tylko na potępienie.

To mógłby być przełomowy filmowy obraz. Gdyby był brutalniejszy w swoim wydźwięku, bardziej przemyślany, jeśli chodzi o kwestię rozwiązania tajemnicy, w końcu mniej „rozrywkowy” przy niektórych sekwencjach,  to byłby doskonały.

6/10 - niezły

Czas trwania: 125 min
Gatunek: western
Reżyseria: John Huston
Scenariusz: Ben Maddow, Alan Le May
Obsada: Burt Lancaster, Audrey Hepburn, Audie Murphy, John Saxon, Charles Bickford, Lillian Gish
Zdjęcia: Franz Planer
Muzyka: Dimitri Tiomkin