Overlord

A więc stała się rzecz niebywała. Oto czysta b-klasowa pulpa, rozbrykana grindhousowa rozrywka nawiedziła multipleksy, a nie tylko „wybrane kina”. Te same multipleksy, które są wciśnięte pomiędzy wielopoziomowe parkingi, a setki sklepów sieciowych. Do czego piję? Mianowicie do tego, że na Overlord iść trzeba (fani gatunku!), bo nie wiadomo kiedy następnym razem uda się przemycić na sale kinowe obraz tego pokroju.

Oddział desantowy ma przygotować grunt pod lądowanie w Normandii, czyli aliancką inwazję. Celem grupy uderzeniowej jest zniszczenie wieży radiowej we francuskiej wiosce, ale zanim do tego dojdzie, piloci muszą się przedrzeć przez ciężki ostrzał artyleryjski, wybuchy, kanonadę z dział. Poznajemy uczestników akcji, samolot dostał, trzeba skakać. Tak zaczyna się Overlord, który zwalnia tylko raz, a oprócz tego jest udaną próbą połączenia 'men on a mission’ z horrorem i odpryskami z Reanimatora, a nawet będąc wyraźnym nawiązaniem do filmu Stuarta Gordona. Wybornie zgadza się zarys wspomnianego 'men on mission’ w nawiązaniu do grupy, która uderza w najlepszy schemat. Jest więc dowódca, który rzuca mięchem, pyskaty niewysoki makaroniarz, najtwardszy kapral na świecie i główny bohater, który, chociaż nikt w niego nie wierzy, będzie miał okazję sprawdzić się w sytuacjach ekstremalnych. Overlord to ostre przegięcie w komiksową stronę, ale nie tylko. Każdy choć trochę obeznany z rynkiem gier video w mig przypomni sobie jeden z głośnych tytułów, czyli Return to Castle Wolfenstein. Wprawdzie Overlord nie ma tej skali co produkt Activision, ale ma wiele wspólnych elementów. Zamiast agenta Blazkowicza mamy w filmie szeregowca Boyce’a (Jovan Adepo, dla którego jest to trzeci pełnometrażowy film. Po debiucie w nagradzanym Fences Denzela Washingtona i kontrowersyjnej Mother! Aronosfkiego przyszedł czas na kinową b-klasę, brawo!). Zamiast ogromnego zamku twierdzy, mamy wioskę i wieżę, ale im bliżej finału, tym więcej elementów zaczyna toczyć namiętną współgrę z naszymi wspomnieniami z grą video. Są więc nazi-zombie, szalony naukowiec, dzikie eksperymenty, marzenia o „tysiącletniej rzeszy, która może istnieć tylko z tysiącletnimi żołnierzami”.

Być może brakuje w Overlord dramatycznej nuty, a całość wybrzmiewa donośnie tylko na polu czysto rozrywkowym. Nie jest to zarzut, ale uwaga do widzów, którzy liczą na coś więcej niż rozdzierane kulami ciała Niemców. Świetnych jest tych kilka strzelanin, wszystkie efekty specjalne gdzie połączono starą szkołę charakteryzacji, efekty praktyczne i komputerowe. Szkoda tylko, że gore czai się za rogiem i wstydliwie wychyla raptem kilka razy. Osobiście żałuję, że Overlord nie znalazł się w uniwersum Cloverfieled, tak jak początkowo zapowiadano. J.J. Abrams szybko ostudził domniemania fanów, ale, co ważniejsze, nie rozczarował. Overlord jest wyjątkowo satysfakcjonujący, szybki i przy całym ekranowym zamyśle (oryginalnym!) nie wypada narzekać na tych kilka braków.
Za seans dziękuję sieci kin

7/10 - dobry

Czas trwania: 110 min
Gatunek: akcja, horror
Reżyseria: Julius Avery
Scenariusz: Billy Ray, Mark L. Smith
Obsada: Jovan Adepo, Wyatt Russell, Mathilde Ollivier, Pilou Asbæk, John Magaro
Muzyka: Jed Kurzel
Zdjęcia: Laurie Rose, Fabian Wagner