Hatchet for the Honeymoon

„Kobieta powinna żyć tylko do swojego ślubu, kochać się raz, a następnie umrzeć” – skwapliwie stwierdza John Harrington, właściciel domu mody, główny bohater filmu Hatchet for the Honeymoon, psychopata i morderca.

Hatchet for the Honeymoon, który powstał na ostatnim etapie kariery Mario Bavy, udowadnia tylko jak wszechstronnym twórcą był reżyser. I oglądając jego ostatnie filmy autentyczny żal bierze, że włoski mistrz grozy odszedł tak wcześnie. Za wcześnie. Nie wiem ilu reżyserów byłoby w stanie połączyć tyle elementów, wyjść z nimi na prostą i w rezultacie spreparować niezwykle oryginalny, chociaż pełen nawiązań obraz. Jest i giallo nie-giallo, ghost story, a nawet trochę Hitchcoka i to takiego wprost, bez owijania w bawełnę. Hatchet for the Honeymoon jest o tyle nietypowym thrillerem, że sprawcę znamy od początku, a poznajemy go jako zwyrodnialca podczas filmowej narracji prowadzonej z pierwszej osoby.

Główny bohater prowadzi podwójne życie, jest świadom swojego położenia i natury zabójcy. Wyjaśnia wręcz widzowi swoją przypadłość i informuje dlaczego to robi. Musi poznać prawdę dotyczącą incydentu z dzieciństwa. To oczywiście tylko błahe usprawiedliwienie bestialskich czynów, ale kreuje to w pewnym stopniu zagadkę. Jedyną zresztą, bo jako że jest jest to dość nietypowe giallo, nietypową drogą idzie tu wszystko. Nawet policja zdaje się wiedzieć kto jest mordercą – dowodów niestety brak.

Mario Bava, jakby bez żadnego skrępowania, przygotował ze znanych nam wszystkim składników potrawę, która smakuje jakże podobnie, ale przecież inaczej w tym zestawieniu. Zwraca więc uwagę lekkość z jaką włoski mistrz grozy porusza się po kilku gatunkach, pamiętając do końca, że ma do czynienia z thrillerem. W rolę psychola wcielił się Stephen Forsyth, który jest tutaj tyleż doświadczonym już mordercą, co wciąż z tak samo rozedrganą osobowością. Na zewnątrz z niezmiennym chłodnym spojrzeniem, a jednak stopniowo zatraca się w szaleństwie od momentu, gdy jedna ofiara powraca w roli widma.

Ja kupiłem Hatchet for the Honeymoon w całości, głównie dzięki temu z jaką gracją odnalazł się Bava w tym osobliwym stylu. Niby to giallo, ale nie brutalne. Niby to Bava, a środki formalne jakby skromniejsze. Wciąż z wirtuozerią prowadzi kamerę, wciąż dostajemy świetnie zaaranżowane sceny, ale kolorów mniej i całość brzmi jakby bardziej po amerykańsku.

To niebywałe jak zmieniał się styl Bavy, albo raczej jak potrafił Bava odnaleźć się w nowej estetyce. Hatchet for the Honeymoon jest trochę szalony, czasami potraktowany czarnym humorem, wciągający i autentycznie intrygujący do końca.

7/10 - dobry

Czas trwania: 88 min
Gatunek: thriller
Reżyseria: Mario Bava
Scenariusz: Santiago Moncada, Mario Bava, Mario Musy Glori
Obsada: Stephen Forsyth, Dagmar Lassander, Laura Betti, Jesús Puente, Femi Benussi
Muzyka: Sante Maria Romitelli
Zdjęcia: Mario Bava, Antonio Rinaldi