Naga broń

Taki stary facet, a najbardziej rozśmieszyła go scena z kamerą termowizyjną, gdy Frank Drebin Jr. (Liam Neeson) jest podpatrywany w dwuznacznej sytuacji z psem i z Beth (Pamela Anderson). Tak, to byłem ja i śmiałem się jak głupi do sera. No naprawdę, żenujące. Nie mam nic na swoją obronę.

Naga broń z 2025 roku to powrót do Nagiej broni, która pierwotnie wyszła od legendarnego trio. W skład wchodzili Jerry Zucker, David Zucker i Jim Abrahams. Widziałem większość ich produkcji, na większości bawiłem się doskonale. Ale nie jestem z tych widzów, którzy pokładali się ze śmiechu w momentach tych charakterystycznych scen z Ściśle tajne, Czy leci z nami pilot?, czy właśnie z serii Naga broń. To były bardzo zabawne komedie z doskonale przemyślanymi gagami, które ciągnęły fabułę na sprawdzonych patentach.

Naga broń z 2025 roku to na szczęście ten sam schemat.

I kto by pomyślał, że filmowcy zdecydują się na powrót do serii? Pomyśleć mógł każdy, nie od dziś wiadomo że takie nostalgiczne powroty to szansa na duży zarobek. I podobnie jak na pierwszych filmach z Leslie Nielsenem, tak i na filmie z Liamem Neesonem (cóż za wspaniałe podobnie brzmiące nazwiska) nie śmiałem się do rozpuku.

Leslie Nielsen okazał się doskonałym wyborem.

Akiva Schaffer czuje jednak klimat, wyszedł z komedii (debiutował w 2007 roku filmem Hot Rod), ma opanowane pewne triki. Wiedział przede wszystkim, z czym musi się zmierzyć. Nikt nie zaprzeczy, że z Nagą bronią jest związany pewien rodzaj kultu, ale na szczęście za tytułem nie podąża wianuszek ortodoksyjnych fanów. Nikt tu by w Schaffera nie rzucał kamieniami, gdyby coś nie wyszło. To nie ekranizacja Wiedźmina, to tylko głupawa komedia o pechowym gliniarzu w absurdalnym uniwersum, w którym można wyciągnąć strzelbę z ładnie uczesanych włosów (przykład z nowej wersji).

Cieszę się, że film powstał. Jest niezły, a ze swoim humorem i dowcipami nierzadko leci po bandzie jak w odważnych stand-upach (mężczyzna częstuje alkoholem kobietę, zachwala wino i dodaje, że pochodzi z najlepszych winnic Billa Cosby’ego). Fajny, choć wydaje mi się że to jednorazowy powrót do serii.