Są seriale kryminalne lepsze i gorsze. Widzieliśmy sensacyjne opowieści, które są nakręcone kiepsko i są te, w których filmowcy starają się jak mogą najlepiej. I jest Glina Pasikowskiego, jakby obok tych wszystkich produkcji. Ściągnięty z tej wysokiej półki, jeżeli chcesz skosztować czegoś bardziej wytrawnego. To trunek dla koneserów, albo po prostu dla przyjaciół.
Tak, Glina. Nowy rozdział to ten sam koloryt znany z brutalnie przerwanego drugiego sezonu Gliny w lipcu 2008 roku. Oczywiście to był koniec drugiego sezonu, ale wszyscy widzowie liczyli na więcej. Przecież w ostatnim odcinku (25 odcinek w kolejności, licząc dwa sezony) nadkomisarz Gajewski (Jerzy Radziwiłowicz) został postrzelony. I co dalej? Widzowie, w tym i ja, po prostu czekaliśmy na trzeci sezon. Najwyraźniej nie było dobrej pogody na kontynuację (jak wtedy, gdy złe draby podjechały w deszczową noc do Gajewskiego). Zastrzelili ten serial, lata mijały, nadzieja powoli umierała.
Glina. Podobny nastrój, stare grzechy, nowe dziury w scenariuszu.
Ale w dobie usług streamingowych, najwięksi potentaci na rynku, wciąż grzebią w starych tytułach. Może tak wskrzesić pewną markę, przywrócić do życia te psy (są i plotki o prequelu Psów), znowu powołać do służby zabójców z Gliny Pasikowskiego?
SkyShowtime wespół z Telewizją Polską skusiło się na znany format, ale nie mamy tu niestety takiego rozbuchanego storytellingu. To nie są czasy kilkunastu odcinków. Musieliśmy się zadowolić raptem sześcioma. Ale co to były za epizody!
Niezły, ale głównie dla fana Pasikowskiego.
Były przede wszystkim solidne i nic więcej, wciąż wytrawne, wciąż w duchu charakterystycznego uniwersum Pasikowskiego, które fan Pasikowskiego w mig rozpozna. Zgadzają się marsowe miny, zgadza się scenariusz i nastrój. I tyle. Niestety Maciejewski, Pasikowski i Jabłoński jakby trochę na odczepnego budują ten świat, trochę bez werwy. Wtórują im aktorzy, którzy starają się jak mogą, byle nie zauważyć min, które Maciejewski scenarzysta podrzuca im pod nogi. Od nich, tych min, wnyków, wilczych dołów nawet, tutaj się roi. Nietrudno w nie wpaść, pytania widzów będą się mnożyć, dziury w scenariuszu mają spore rozmiary, a to przecież tylko sześć epizodów.
Realizacja jest poprawna, tak jak napisałem cały koloryt i atmosfera się zgadza. To poważny serial dla dorosłych widzów, którzy cenią poważne sprawy. Sprawy natomiast to trzy śledztwa, podzielone w nieco osobliwy sposób. Jedno śledztwo rozciągnięte jest na trzy odcinki (zajmuje się nią cały zespół), a drugą i trzecią sprawę twórcy poprowadzili dwutorowo i podzielili pomiędzy nową aspirantkę Tamarę Rudnik (Nela Maciejewska) i powracającego Gajewskiego (tak!), a Banasia (Maciej Stuhr) z Jóźwiakiem (Jacek Braciak).
Nowy rozdział dobrze się ogląda, ale nie wiem, czy dobrze by się oglądało, gdybym nie był ultra fanem serialu. Wówczas miałabym już twardy orzech do zgryzienia. Jest to więc ciekawa intryga, kilka otwartych wątków (niech kręcą dalej, nie mam żadnych przeciwwskazań) i stary znajomy nastrój.
Czas trwania: 45 min
Gatunek: kryminał
Reżyseria: Władysław Pasikowski, Dariusz Jabłoński
Scenariusz: Maciej Maciejewski
Obsada: Jerzy Radziwiłowicz, Maciej Stuhr, Jacek Braciak, Nela Maciejewska, Weronika Książkiewicz
Zdjęcia: Magdalena Górka, Piotr Lenar
Muzyka: Michał Lorenc

