Winter Queen

Winter Queen, albo Elisabeth Stuart urodzona w Szkocji w 1596 roku. Wielka pasjonatka alchemii, propagatorka okultyzmu. Nieustannie szuka prastarej księgi Codex Creatio. Trafia do różnych czasów, nagina rzeczywistość. Jest wyczerpana, ale nie może odpuścić.

Fernando Dagnino, autor komiksu (rysownik i scenarzysta) dość dokładnie wyjaśnia w dołączonym posłowiu genezę narodziny swojej bohaterki. Wspomina inspiracje, tłumaczy pochodzenie komiksowej postaci. Bardzo szanuję te wybory, ale moim zdaniem siła komiksu tkwi w innym miejscu. To nie bohaterka jest tu najbardziej istotna, to nie jej losami się przejmowałem.

Winter QueenWinter Queen, czyli pomoc nadciąga z przeszłości.

Największej frajdy dostarczył mi sam charakter albumu Winter Queen. Poczułem się jak w czasie najlepszych filmowych seansów z ery VHS. Ten moment, gdy oglądałem Nieśmiertelnego (1986, Russell Mulcahy), Czarnoksiężnika (1989, Steve Miner) nawet Władców Wszechświata (1987, Gary Goddard).

Tak, mam na myśli te wszystkie filmowe obrazy, w których bohater z innego czasu czy wymiaru musiał przenieść się do realiów nam bliższych i pomóc ludzkości. To scenariuszowy ograny już patent, ale Fernando Dagnino pięknie połączył realia i stworzył hybrydę, która godzi prawidła z kilku gatunkowych nurtów.

Świetne ilustracje, angażująca historia.

Przede wszystkim jest tu przygoda, to jasna sprawa. U podłoża tej przygody leży thriller, bo od śledztwa się zaczyna. Policja tropi seryjnego mordercę, akcja ma miejsce w czasach współczesnych w Nowym Orleanie. O pomoc policji zostaje poproszony Eddie, trochę kuglarz, podobno medium, pomagał już w podobnej sprawie. Świat zostaje wywrócony do góry nogami, wyburzymy ściany, otwarte zostaną portale do piekielnych korytarzy. Główna podejrzaną jest właśnie Liz, która dzisiaj jest akurat w Nowym Orleanie i od razu na celowniku policji.

Zatem przygoda, ale i thriller połączony z voodoo, horrorem, garścią historycznych wtrętów. Sporo tu istotnych pobocznych wątków, które świetnie budują historię (jazzowe kluby z podłych dzielnic, jako żywo wyciągnięte ze swoją atmosferą z filmu Harry Angel).

To dobry komiks (z nieco chaotyczną narracją), widać też sporą pracę tłumacza, a Fernando Dagnino, czyli autor albumu, wydał bardzo solidną rzecz. Ciągle w tempie, z fajną pulpową atmosferą. Sensacja, akcja, trochę dreszczy, trochę pikanterii. Wszystko pociągnięte doskonała kreską i barwą. Niech Was nie zwiedzie niezbyt udana okładka (moim zdaniem). Angażująca historia ze świetnymi ilustracjami.

Patryk Karwowski

Scenariusz: Fernando Dagnino
Rysunki: Fernando Dagnino
Kolory: Marco Lesko
Tłumaczenie: Jacek Bartecki
Redakcja i korekta: Izabela Rutkowska
Ilość stron: 160
Oprawa: twarda
Wydawnictwo: Scream Comics
Format: 165 x 235 mm

KOMIKS UDOSTĘPNIONY PRZEZ WYDAWCĘ. ZNAJDZIESZ GO NA PÓŁKACH

Scream Comics