Niech Was nie zwiedzie ten lekko melancholijny tytuł. A może właśnie powinien? Czymże jest bowiem ten sezon spadających gwiazd? Ja go czytam jako moment w Twoim i w moim własnym życiu, kiedy jedno marzenie goniło następne. Codziennie mogłeś być kimś innym, mieć nową zajawkę, nowe marzenie, każdy dzień był nową przygodą. W dzieciństwie, w wieku nastoletnim, nie ma rutyny. Każde popołudnie po szkole to nowe rozdanie kart.
Podróż w do najlepszego czasu.
Marcin Podolec stworzył dzieło unikatowe i takie, które jest absolutnie jego. To jego sezon spadających gwiazd. Pamiętnik, do którego będzie mógł sobie wracać, tak jak my oglądamy czasem zdjęcia z dzieciństwa. Nie zrobił jednak tego tylko dla siebie, zaprosił nas do swojego świata, do swojej przeszłości. Zebrał swoje wspomnienia, chociaż na pewno nie można odebrać całości jako komiksu autobiograficznego. To raczej ten przykład nostalgicznej podróży do czasu, gdy autor był na innym etapie swojego życia, gdy się formował. Mógł zostać rysownikiem, koszykarzem w lidze NBA, albo kimś jeszcze zupełnie innym.
Trochę w duchu komiksowych pasków Charlesa Schulza, czasem w pisarskim stylu René Goscinnego, trochę melancholijny, cały czas zabawny. Każda strona to jedno wydarzenie, incydent, historyjka z puentą lub bez. Czasem te krótkie opowiastki są oderwane od całości, niekiedy łączą się jakąś fabularną nitką. Obserwujemy poczynania głównego bohatera, ciągle strapionego i w ogniu najważniejszych życiowych (dla konkretnego wieku) rozterek oraz paczkę jego kolegów i ich perypetie.
Sezon spadających gwiazd, czyli Marcin Podolec i jego wehikuł czasu.
Umiejscowiony gdzieś na prowincji przedstawia bardzo pospolite życie nastolatka. Ale właśnie przez to, przez tą pospolitość, komiks trafia prosto w serce. Dzięki swojej uczciwości i szczerości Marcin Podolec powinien sobie zaskarbić przychylność czytelników. Nie dziwi więc pozytywny odbiór. Może to wynikać z tego, że po prawdzie, wielu z tych samych czytelników może odnaleźć siebie w kadrach. Nie chodzi nawet o koszykówkę, chociaż to ona jest oczywiście motywem przewodnim Sezonu spadających gwiazd.
My, czytając komiks Marcina, widząc choćby kilka scenek z własnego życia (kontakt z rówieśnikami, sceny z babcią, ojciec na fotelu etc.) zbliżamy się do autora. Tworzy to pewną symbiozę, siedzimy w tym razem, w tej Polsce i w tym okresie dojrzewania. Z drugiej strony, to standard, każdy to przeżywał, rozstania, przyjaźnie, kosę do końca dnia, a później wspólne obżeranie się chipsami na ławce.
Trafne spostrzeżenia, kilka wzruszeń, sporo duchologii w krajobrazie. Po lekturze czuje się, że to komiks bardzo uniwersalny i komiks „stąd”. Może przecież traktować o każdym i o wszystkim z okresu nastoletniego. Koszykówkę można zamienić na piłkę nożną, na każde inne hobby czy zajęcie. Cała reszta to powtarzające się schematy, motywy, powracające wątki. Świetna nostalgiczna podróż.
Scenariusz: Marcin Podolec
Ilość stron: 176
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Format: 165 x 230 mm

