Zdecydowanie nie polecam zaglądać do wcześniejszych reżyserskich dokonań Louisa Mandylora. Mandylor to przede wszystkim aktor (ponad sto produkcji, z czego najbardziej znaną jest serial Przyjaciele, w którym Mandylor zagrał epizod w jednym odcinku), od pewnego czasu również reżyser. Jako filmowiec próbuje najwyraźniej udowodnić, że kocha kino akcji. Nie ma w tym nic zdrożnego, ale oceny zbiera na razie kiepskie. Czy tę sytuację zmieni Prisoner of War?
Tu nie chodzi o to, czy Louis Mandylor poprawił swój reżyserski warsztat, a głównie chodzi o to, że w film zaangażował się Scott Adkins, jedna z ostatnich nadziei twardego kina akcji. I to właśnie dzięki udziałowi Adkinsa, moim zdaniem, kiepski film ogląda się jak ten dobry.
Scott Adkins, czyli siła która niesie kiepską produkcję.
Z przeznaczeniem na rynek VOD Prisoner of War przedstawia się więc jak stare dobre straight to DVD. Adkins zagrał oficera RAF, który został zestrzelony jako pilot przez Japończyków. Trafia do obozu jenieckiego, a tam zarządzający placówką decyduje się szybko skrócić go o głowę. Nic z tego, to film akcji. Adkins jako John Wright okazuje się doskonale wyszkolonym żołnierzem, który sztuk walki uczył się na całym świecie. Teraz te umiejętności zamierza wykorzystać. Mała arena na środku obozu służy za miejsce kaźni. Japończycy sądzą, że wystawiając swoich najlepszych żołnierzy dadzą Brytyjczykowi nauczkę.
Prisoner of War, szlagier z runku straight to VOD
Jest to film niepoważny. Brytyjski oficer w kilka dni planuje ucieczkę, kontaktuje się z jednostkami morskimi u wybrzeży wysp, demoluje obóz, wznieca bunt. Raptem kilka dni wystarczy, by dobrze działający obóz przestał istnieć. Słabo strzeżone więzienie to jedno, ale wielka dziura na zewnątrz, przez którą można swobodnie przechodzić każdej nocy, to już zakrawa o kiepski pomysł scenarzysty (notabene w historii maczał palce Adkins). Wyliczać dalej? Są oczywiście pięknie umalowane pielęgniarki w nienagannych strojach, no i finał. Tam naprawdę wypada patrzeć na ostatnią akcje przez palce. Nawet nie zdradzę.
A jednak…. a jednak Scott Adkins wypadł wspaniale, a całość ratuje choreografia, czyli sceny walki. Mocne, widowiskowe. Nie można narzekać też na kilka punktów przy samej produkcji. Na ten przykład scenografia i charakteryzacja jest moim zdaniem dobrze przygotowana. To dobre momenty. Razi CG rażą te pomysły, sceny końcowe to już klasyk. W skali filmowej z tytułami z udziałem Scotta Adkinsa to jednak dobry film. Szybka akcja, dużo uproszczeń, niezłe emocje przy przedstawianiu pojedynków.
Gatunek: akcja, wojenny
Reżyseria: Louis Mandylor
Scenariusz: Marc Clebanoff
Obsada: Scott Adkins, Peter Shinkoda, Michael Copon, Gabbi Garcia, Donald Cerrone
Zdjęcia: Niccolo De La Fere
Muzyka: Tasos Eliopoulos

