Jedna bitwa po drugiej

Jedna bitwa po drugiej, to wciąż trwa i to się nie skończy.

Paul Thomas Anderson opowiada w swoim groteskowym, a jednocześnie bardzo poważnym filmie o wielu odcieniach rewolucji. Opowiada inteligentnie, ale nie stoi pośrodku, chociaż na pierwszy rzut oka tak to wygląda. Jedna bitwa po drugiej to prawie trzy godziny obracania medalu, bo przecież medal zawsze ma dwie strony. Ale ostatecznie musi się przecież na którejś stronie zatrzymać.

Jedna bitwa po drugiejRewolucjoniści i strona rządowa. Wolność i opresja.

Paul Thomas Anderson zwraca więc uwagę, że rewolucje (zaczynając od tych najmniejszych) są ważne. W jaki bowiem inny sposób masz się buntować, wyrażać sprzeciw wobec ograniczającym cię prawom? Dlatego Jedną bitwę po drugiej czytam nie jako nawoływanie, ale raczej jako wyraz szacunku do tych, którym chce się protestować, wychodzić na ulicę w deszczu, stać ramię w ramię na marszach przeciwko przemocy, na czarnych marszach. Najważniejsze to wyjść z domu, kiedy komuś dzieje się krzywda. To jest to pozytywne nawoływanie ze strony twórcy, cała reszta to ciosy w jedną i drugą stronę. To ciosy, które piętnują złe nawyki, robią krzywdę, zostawiają siniaki.

Zaczynając bowiem od początku, czyli rewolucyjnej eksplozji dostajemy wgląd w wydarzenia związane z Perfidią (która w prostej linii jest potomkinią rewolucjonistów) i Boba (który pasuje raczej do typu domatora). Jak się poznali? Nie wiadomo. Oboje natomiast zaciągnęli się napalmem. Niczym Bonnie i Clyde mają swój rajd po amerykańskiej ziemi. W imię wolności rzecz jasna. Napadają na banki, uwalniają imigrantów ze specjalnych obozów, rabują placówki rządowe. To zaciągnięcie się szaleństwem przynosi ofiary. To jest szalone i ekstremalne, łatwo sobie nabić guza. I tak się właśnie dzieje, ich tropem rusza kapitan (jeszcze) Steven J. Lockjaw.

Lockjaw reprezentuje drugą stronę Ameryki. Lockjaw jest jak ostrze, ale marzy mu się dzierżyć prawdziwą pełnię władzy, chciałby zasiąść przy stole z rasą panów. Coś mu się pomyliło, ale jest to przecież tak samo szalone jak sprawa z zakonnicami, które ukrywają zbiegów a pokątnie hodują marihuanę i gromadzą broń. Tabloidalna strona w Jednej bitwie po drugiej jest jak sfabrykowane zdjęcie w mediach społecznościowych z milionami reakcji, komentarzy i udostępnień. To obraz współczesności, gdzie liczy się chaos, a ktoś po seans powie „to jeszcze nic!”.

Paul Thomas Anderson nie bierze jeńców. Przedstawiane przez niego poważne przecież wydarzenia, wypadają najczęściej z przymrużeniem oka. Ale kto tak naprawdę się śmieje?

Jedna bitwa po drugiej jako obraz czynnej i biernej (podatnej) strony na ciąg dramatycznych wydarzeń.

Reżyser, w którego nigdy nie zwątpiłem, jest już specjalistą od kręcenia kina paranoicznego. Nie inaczej jest tutaj. Z rozmachem przedstawił całą powagę i niepowagę sytuacji. Poważne sprawy zestawił z niepoważną czasem drogą do dramatycznych rezultatów. Ale to tylko jego, twórcy, sposób kręcenia. Formalizm Paul Thomas Anderson ma to do siebie, że przez ten wyrywny i zadziorny sposób filmowania, specyficzny sposób przedstawiania aktorów i aktorek, ciąg frymuśnych epizodów, część widzów może odbierać to jako komedię. Jest to jednak taka komedia jak wtedy, gdy facet biegnie spóźniony i co rusz się o coś potyka, wpada w kałużę, na przechodniów. Z boku jest to może zabawne, ale sytuacja jest przecież nie do pozazdroszczenia.
Jedna bitwa po drugiej

I potrafię sobie wyobrazić rzeszę zniesmaczonych widzów, którzy wychodzą z kina, bo twierdzą, że „takiego bełkotu to już dawno nie widzieliśmy”. Ale miejscami to tylko zwizualizowana forma całego śmietnika, którym raczysz się w internecie. Oprócz tego wszystkiego to cała kanonada celnych strzałów, o których można się tylko rozpisywać. W sercu tego filmu jest coś porywającego, prawdziwego i szczerego. Autentyczny jest więc ten zagubiony DiCaprio (bo rewolucja jest fajna, ale super czasem od niej odpocząć przy piwku i joincie), stoicki Benicio del Toro (bo przecież oni to od zawsze pod butem, więc naprawdę nie ma co histeryzować), przerażająco absurdalny Sean Penn (który jest uosobieniem wojennej bezdusznej machiny bez kierowcy i obrazem seksualnych fiksacji z prawej strony).

Film rewelacyjny w każdym aspekcie.
Patryk Karwowski
Czas trwania: 162 min
Gatunek: thriller
Reżyseria: Paul Thomas Anderson
Scenariusz: Paul Thomas Anderson
Obsada: Leonardo DiCaprio, Sean Penn, Benicio del Toro, Regina Hall, Teyana Taylor, Chase Infiniti
Zdjęcia: Michael Bauman
Muzyka: Jonny Greenwood

Za seans dziękuję sieci kin.

Cinema CityPODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?