Mord podczas nudnego przyjęcia

Niezobowiązujący slasher, nieco głupkowaty (obecnie już kultowy), ale bijący pod wieloma względami dzisiejsze produkcje. Mord podczas nudnego przyjęcia został nakręcony i napisany przez kobiety i zagrany przez kobiety (choćby ze względu na to, można uznać film za przełomowy). Scenariusz autorstwa Rity Mae Brown, wyreżyserowany przez Amy Holden Jones. Pierwotnie miał być parodią gatunku pod tytułem Sleepless nights, ale przez działania firmy produkcyjnej należącej do Rogera Cormana dostaliśmy Slumber party massacre, pełnoprawny slasher, który na szczęście kryje w sobie dużo czarnego humoru.

Fabuła jawi się jak z najlepszej listy przebojów. Przedmieścia, licealiści, głównie licealistki. Rodzice wyjeżdżają na weekend, a przyjaciółki z klasy mają w planach piżama party. Do tego piwko, joint, pizza. Brzmi jak najlepszy plan, ale traf chciał, że akurat w ten weekend ze szpitala psychiatrycznego zbiegł niebezpieczny morderca, który siał postrach w 1969 roku. Wtedy udało mu się zaszlachtować pięć osób. Dzisiaj nabrał apetytu na więcej. Motywy są nieistotne, to szaleniec. Policja zapewne go szuka, ale on nie zamierza uciekać, a działać. Zatrzymuje się przy liceum, stamtąd trafił na wspomniane piżama party. Nie ma zaproszenia, ale to go nie zatrzyma. Ma wiertarkę i to właśnie z nią zamierza wkręcić się na imprezę.

Daje się w czasie seansu odczuć ten poważny ton nadany przez Cormana, ale jednocześnie bez problemu można zaciągnąć się pewną beztroską. Zaciągnąć się beztroską w slasherze, w którym jedna za drugą padają ofiary szaleńca? A jakże. Luźna atmosfera, roznegliżowane dziewczyny, dwójka napalonych chłopaków i niewybredne żarty nawet w momencie, gdy morderca stoi za ścianą. Film doczekał się kilku kontynuacji, ale „jedynka” to „jedynka”, nie do podrobienia z kilkoma kultowymi scenkami i tekstami. Moment, gdy jedna z dziewczyn otwiera lodówkę, a z niej wypada trup to już klasyk, a tekst o zimnych zwłokach i jeszcze ciepłej pizzy („jedzenie zawsze poprawia mi humor”, mówi nie całkiem przerażona licealistka) to esencja czarnego humoru prezentowanego przez scenarzystkę.

Mord podczas nudnego przyjęcia nie jest wcale brutalny, a w trakcie seansu nie uświadczymy większych emocji czy napięcia. A jednak to kawał porządnej roboty realizacyjnej. Konwencja jest jasna, ma być lekko, łatwo i przyjemnie, dialogi są nieskomplikowane, a warsztatowe braki przykryte są urodą dziewczyn. Jasne, można się tu doszukiwać drugiego dna, bo Mord podczas nudnego przyjęcia prezentuje przecież feministyczny ton – dziewczyny walczą z psychopatą, który wymachuje wiertarką z rozgrzanym wiertłem niczym w ciągłej erekcji (zwróćcie uwagę na znamienny projekt plakatu). Drugiego dna doszukiwać się można, ale nie trzeba, bo inne atuty są wyjątkowo dobrze widoczne – film trwa 76 minut, można naliczyć 12 morderstw, czegóż chcieć więcej?
Patryk Karwowski
Czas trwania: 76 min
Gatunek: horror, slasher
Reżyseria: Amy Holden Jones
Scenariusz: Rita Mae Brown
Obsada: Michele Michaels, Robin Stille, Michael Villella
Zdjęcia: Stephen L. Posey
Muzyka: Ralph Jones

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?