The Wolf of Snow Hollow

Wilkołak z Twin Peaks

Jeżeli zdecydujecie się na seans The Wolf of Snow Hollow, to zapewniam, że nie zobaczycie w tym roku niczego bardziej osobliwego. Tym razem w dobrym tego słowa znaczeniu. A może również nowego i oryginalnego? A jakże! Skrzyżowanie komedii i horroru jest tak specyficzne, że tych akcentów stricte komediowych nie wypada nawet wskazywać, bo są wyjątkowo wysublimowane. To tak jakby za horror wzięła się ekipa z brytyjskiego The Office kręcąc jednak film z całą powagą, a najlepiej przy akompaniamencie muzycznych ilustracji Angelo Badalamentiego na ulicach Twin Peaks. Wypadałoby tu dodać jeszcze Jima Jarmuscha i mielibyśmy komplet. To ciągłe balansowanie pomiędzy gatunkami dało w rezultacie twór tak niezależny i jednocześnie coś, co odskakuje od kina głównego nurtu na wiele mil.Historia wydaje się banalna. Oto sennym miasteczkiem Snow Hollow, które przygotowuje się do sezonu zimowego i najazdu turystów, wstrząsa okrutna zbrodnia. Dwójka młodych ludzi chciałaby spędzić weekend w domku na skraju lasu z gorącym jacuzzi. Nic z tego. Dziewczyna została zabita, ciało rozszarpane. My, widzowie, podejrzewamy od razu kto, lub co za tym stoi. To prawdopodobnie wilkołak, ale mundurowi dość długo nie chcą wziąć tej możliwości pod rozwagę. Zresztą znalezione części zwłok to dla nich nowość. Szeryf (wspaniale jest zobaczyć w ostatniej roli Roberta Forstera. Jego udział dodaje pewnego gorzkiego, ale też ciepłego brzmienia) cały czas wspomina napad na bank w 1979 roku, a jego syn, aspirujący na nowego dowodzącego posterunkiem stoi na takiej krawędzi, że dokładanie mu brutalnej sprawy, z pewnością nie zaowocuje niczym dobrym. John Marshall (Jim Cummings, człowiek orkiestra, reżyser, scenarzysta i odtwórca głównej roli) jest alkoholikiem, ma przekraczającą próg dorosłości córkę i byłą żonę, która go nienawidzi. Kłopoty spadają na niego wręcz lawinowo. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze słaby stan zdrowia ojca. Morderca uderza przy kolejnej pełni księżyca. Im więcej niewiadomych, tym John popada w większą rozsypkę, histeryzuje, sięga po butelkę. Jego pierwsze zabawne wybuchy zamieniają się w coraz groźniejsze. Cummings wzorowo przeprowadził dekonstrukcje klasycznego stróża prawa. Tutaj czujemy do niego coś na kształt żalu, litości, czasem jednak jesteśmy z niego dumni, a nierzadko rozgoryczeni. Jest przez to bardzo ludzki, ale przede wszystkim wielowymiarowy (bo to też film o ojcostwie, łzach, męskości i odpowiedzialności).

The Wolf of Snow Hollow to głównie gatunkowa mieszanka. Nakręcony z zaciśniętymi ustami nie pozwala widzom na wybuchy śmiechu, a raczej na komentarze w stylu „co tu właściwie stało”. Jest komiczny, ale w ten sposób, że nie wiadomo, czy wypada się śmiać. To jednocześnie bardzo świadomy film grozy, a zagrożenie ze strony wilkołaka i sceny z potencjalnymi ofiarami są zainscenizowane bardzo serio. Wprawdzie są bardzo oszczędne i chociaż nie uświadczymy tu krwawych sekwencji to jednak dostarczają emocji.
Nastrój i powagę filmu (który przecież ląduje w osobliwym miejscu na kinematograficznej mapie), fenomenalnie utrzymują zdjęcia wyjątkowo uzdolnionej Natalie Kingston. Doskonale złapany mroczny nastrój nocy przy pełni księżyca konfrontuje się z ospałym klimatem małego miasteczka z kilkoma neonami i oświetlonymi witrynami. Warto przy okazji wspomnieć o fantastycznej pracy
Patricka Nelsona Barnesa i R. Brett Thomasa przy montażu, który to uczynił z The Wolf of Snow Hollow małe dzieło sztuki. Jim Cummings stworzył film nietuzinkowy, wymykający się schematom z taką gracją, że wypadałoby nadać nową nazwę tej specyficznej hybrydzie, z niemalże absurdalnymi zagraniami, które sprawdzają się tu wspaniale.
Patryk Karwowski
Czas trwania: 83 min
Gatunek: komedia, horror
Reżyseria: Jim Cummings
Scenariusz: Jim Cummings
Obsada: Jim Cummings, Riki Lindhome, Robert Forster, Chloe East, Jimmy Tatro
Zdjęcia: Natalie Kingston
Muzyka: Ben Lovett