Perry Mason – sezon pierwszy

Perry Mason to serial z klasą. Jest jak wytrawna whisky, garnitur od szanowanego (wcale nie najdroższego) krawca w mieście, jedzenie w dobrej restauracji. Zero przepychu, blichtru i kiczu, a porządna rzecz z klasą. Daleki od sieciówek i tanich podrób. Serial stworzony i napisany przez Rolina Jonesa i Rona Fitzgeralda jest dokładnie taki jak jego bohater. Spokojny i zrównoważony z całym bagażem doświadczeń wypisanym na twarzy. O takich ludziach pisze się, że wyglądają jak zbity pies. To prawda, ale to zbity pies szczególnej rasy. Perry Mason udowadnia przez osiem odcinków serialu wyprodukowanego pod skrzydłami HBO, że trzeba być sprawiedliwym i pomagać słabszym, nawet jeżeli trzeba uciekać się do forteli, brudnych zagrywek, kantów. Czy to hipokryzja? Jasne, ale świat Perry’ego Masona wypełniony jest tylko szumowinami, bandziorami, przekupnymi gliniarzami, fanatykami. To świat brudny i zepsuty, a Perry Mason poznał po prostu reguły gry tak dobrze, że wykorzystuje je, by pomóc tym, którzy topią się w rynsztoku. Pomaga im wyjść samemu brodząc po kolana w grzechu.

Osiem odcinków opowiada o sprawie porwania i zabójstwie dziecka. Serial zaczyna się wymuszenia okupu i odnalezieniu zwłok. Porywacze bowiem nie spełniają swojej części umowy i po przejęciu gotówki porzucają zwłoki. Mały Charlie Dodson miał zaszyte powieki, a główną oskarżoną o sfingowanie porwania została jego matka. Wylało się jednocześnie całe szambo z rodzinnego piekła. Małżeństwo wcale nie było udane, Emily (Gayle Rankin) i Matthew (Nate Corddry) mieli sporo za uszami. Sprawę wziął adwokat, u którego zatrudniony był Mason (Matthew Rhys), do tej pory prywatny detektyw. Z czasem sprawy przybrały taki obrót, że Mason przejął pałeczkę po adwokacie, a jako że sam był z zawodu prawnikiem, w finale podjął się obrony oskarżonej.


By w pełni uchwyć esencję serialu, trzeba zrozumieć najpierw jakim człowiekiem jest detektyw. Para się wszystkimi podłymi zadaniami, od nakrywania niewiernych mężów rozpoczynając, na przekupstwie kończąc. Dopiero później zostaje adwokatem.

Perry Mason (stworzony przez pisarza Erle Stanleya Gardnera, który dedykował mu ponad 80 swoich powieści) jest jak ten mężczyzna, który stoi w deszczu ludzkich grzechów i ani mrugnie okiem. Jest cały przemoczony draństwami i ludzkim wyrachowaniem. Grożą mu, rzucają w niego przekleństwami, potrafią pobić. Ale Perry Mason stoi, bo wie, że tylko bycie porządnym coś znaczy w tym świecie. Nie jest twardzielem, chociaż był na wojnie, swoje widział i swoje zrobił. Jest uparty, potrafi drążyć i jest honorowy. Tak też podchodzi do sprawy.

Osiem odcinków to gęsta jak smoła kawa przygotowana z najlepszych ziaren kina noir. Oczywiście można pisać o wspaniałych scenografiach, garderobie, fantastycznie przygotowanym oświetleniu i wyjątkowych epizodach aktorskich. Jednak kwintesencją tego serialu jest atmosfera i wrażenie obcowania z czymś wyjątkowym i eleganckim. Taka jest akcja, niespieszna i uporządkowana. Taki też jest on, sprawiedliwy (choć zdecydowanie daleko mu do krystalicznie czystych) wśród nikczemnych z tego świata.

Patryk Karwowski

Twórcy: Ron Fitzgerald, Rolin Jones
Reżyseria: Timothy Van Patten, Deniz Gamze Ergüven
Scenariusz: Eleanor Burgess, Ron Fitzgerald, Rolin Jones, Erle Stanley Gardner (postać)
Obsada: Matthew Rhys, Juliet Rylance, Chris Chalk, Shea Whigham, Tatiana Maslany, John Lithgow
Muzyka: Terence Blanchard
Zdjęcia: Darran Tiernan, David Franco