Twin Peaks: The Return

„Jesteśmy jak śniący, który śni i żyje w swoim śnie”. Te słowa padają z ust Moniki Belucci (aktorki) w kierunku Gordona Cole’a (postaci ze świata Twin Peaks) w jego śnie. To słowa jednocześnie kluczowe, które symbolizują wręcz (moim zdaniem) charakter opowieści, ilustrują zamierzenia Davida Lyncha, wizjonera, który próbuje tym samym zasugerować naturę swojego przedstawionego świata. Czy Twin Peaks w ogóle istnieje i czy miejsce wypełnione taką menażerią dziwaków, niewytłumaczalnych wydarzeń może w ogóle istnieć w realnym świecie? To przecież telewizyjny twór i zarazem hołd dla tego medium, gatunków, łącznie z mydlanymi operami, opowieściami z dreszczykiem, serialami kryminalnymi, amerykańskimi sitcomami. Jeden wielki telewizyjny tygiel, który zdaje się istnieć w jakiejś harmonii z współegzystującym ze sobą (filmowym) dobrem i złem. A jednak miało tam miejsce niezwykle brutalne morderstwo Laury Palmer. Coś, co zrobiło wyrwę do innego świata, otworzyło portal. Lynch mówi, że zło istnieje, a nawarstwienie czynów niegodnych (wszystkie grzechy mieszkańców Twin Peaks) doprowadziło do wzmożonej aktywności Czarnej Chaty. Tak to widzę. Zło rozlało się po tych pięknych ulicach.

W sieci można trafić na cały stosy opracowań, analiz, na YouTube są wielogodzinne „wykłady” na temat znaczeń w serialu Twin Peaks. I ja otrzymałem gotowe opracowanie na temat wszystkich tropów (dziękuję). Na początku podchodziłem nawet z entuzjazmem, ale szybko porzuciłem lekturę i zagłębianie się w „analizy”. To zawsze będą tylko czyjeś interpretacje, a dla widza (takiego jak ja), który lubi pozostawić coś w sferze niewytłumaczalnej, sięganie po tego rodzaju opracowania jest nawet zbyteczne. Czuję zresztą, że sam David Lynch wolałby, żeby Twin Peaks dla każdego widza było czymś innym, tak jak serial jest czymś bardzo osobistym dla niego samego.

Twin Peaks: The Return to wszak najlepsze, co przytrafiło się telewizji. W dużej mierze przedstawiający wszelkie bolączki, zainteresowania i świat jej autora. Jeżeli chcesz poznać trochę Davida Lyncha powinieneś / powinnaś zobaczyć Twin Peaks: The Return, to pewne. To mroczny wywar przedstawiający jednak trwającą od początku świata walkę dobra ze złem. Serial magiczny i wielowymiarowy. Senny, nieraz nużący, irytujący, jak sama telewizja potrafi być nużąca i irytująca. Ale to przecież nasza kultura, dla niektórych niemalże religia. Telewizor to przecież nierzadko członek rodziny, który ma swoje pełnoprawne miejsce przy stole. Serial Twin Peaks: The Return (ale i pozostałe sezony, razem z Twin Peaks: Ogniu krocz za mną), tak jak telewizja od początku istnienia dostarcza wzruszeń, bawi, potrafi przestraszyć, ale sam w sobie jest jednocześnie narracyjnym arcydziełem. Wszystko się łączy i uzupełnia, widz ma ochotę powtórzyć starą serię, ale też pojedyncze sceny z „Powrotu”. W latach 90. zostało wypuszczone nieprzejednane zło. Od tamtego czasu siły ciemności panoszyły się po Twin Peaks, a z biegiem czasu zdobywały kolejne ważne adresy, przejmowały coraz więcej terenu. Światłem stał się powrót Coopera w ciele Dougiego, specjalisty od ubezpieczeń z Las Vegas. To musiało się stać, bo równowaga została zachwiana. Powrót ciałem, nie oznaczał jeszcze powrotu duchem i Dougie trwał w swoim zawieszeniu przez 16. odcinków. Nie było to jednak dla mnie wyzwaniem, czekałem cierpliwie na przebudzenie obserwując jednocześnie z wielką uwagą ekipę Cole’a, która z odcinka na odcinek zbliżała się do Twin Peaks.

Choć fabularnie akcja i niektóre wydarzenia przelatują miejscami przez palce, cieszyłem się z każdego fragmentu, który został mi w dłoniach. Delektowałem się Dougiem i jego rodzinnym życiem, osobliwym miejscami śledztwem, odcinkiem ósmym, który przedstawiał narodziny ZŁA, każdą nową piosenką w Roadhouse, epizodami w wykonaniu fantastycznych aktorów (widać tutaj status twórcy choćby przez to jakie gwiazdy udało mu się zaangażować), każdą wizytą w miasteczku. David Lynch utrzymywał równowagę w swoim świecie. Twin Peaks, to przecież bliźniacze wierzchołki, dobro i zło, które musi istnieć w takiej samej sile. Bardzo możliwe, że „Jesteśmy jak śniący, który śni i żyje w swoim śnie” dotyczy także nas, gdy włączamy swój ulubiony program w TV, serial czy film, w którym chcemy być i czujemy się dobrze, bo tutaj, u nas, za plecami najczęściej jest… szaro i nudno.

Patryk Karwowski

Twórcy serialu: Mark Frost, David Lynch
Reżyseria: David Lynch
Obsada: Kyle MacLachlan, Robert Forster, Naomi Watts, Laura Dern, Miguel Ferrer, Jim Belushi
Muzyka: Angelo Badalamenti
Zdjęcia: Peter Deming