Pogromca smoków

Śladowe ilości gore (ale zawsze!) u Disneya. Ścieżka dźwiękowa Alexa Northa i kompozycje muzyczne, które nie spodobały się Kubrickowi podczas selekcji do filmu 2001: Odyseja Kosmiczna (muzyka do Pogromcy smoków otrzymała nominację do Oscara). Sceny kąpieli nago. Realizm w świecie fantasy i symboliczna ilustracja narodzin chrześcijańskich kultów. To Pogromca smoków, prawdopodobnie najlepszy film o smoku i pozbawiony romantyzmu obraz o zmierzchu pewnego świata. To również Disney, o którego warto walczyć. Reżyser Matthew Robbins, który napisał scenariusz razem z Halem Barwoodem (jako scenarzyści pracowali wspólnie przy wielu projektach, ale warto odnotować przede wszystkim Sugarland Express Spielberga), dość długo chodził po wytwórniach ze swoim pomysłem. Film pozbawiony większości walorów rozrywkowych, z którym wiązalibyśmy utwór fantasy, powstał ostatecznie pod skrzydłami Walt Disney Productions (studio wzięło na siebie dystrybucję międzynarodową) i Paramount Pictures (dystrybucja w Ameryce Północnej). 

Pogromca smoków to opowieść o krainie terroryzowanej przez smoka. Mieszkańcy od wielu pokoleń posyłają (opracowali nawet system losowań) młodą dziewicę na pożarcie, ale wciąż myślą jak zgładzić bestię. Grupa wyznaczona przez wieśniaków trafia w końcu do sędziwego nekromanty i jego ucznia. To ich ostatnia nadzieja. Starzec nie czeka długo, bo w świecie fantasy wykorzystywanie własnych umiejętności, choćby w starciu ze smokiem, jest jego powinnością. Stary mag wraz z młodym uczniem wyruszają, by zabić smoka.

Matthew Robbins i Hal Barwood mieli jasną wizję co do swojego scenariusza. Pogromca smoków miał przedstawiać świat zupełnie inny, realistyczny, z ludźmi, którzy są już zmęczeni pewną sytuacją, zwracają się do bóstw w poszukiwaniu ochrony. Na tle uciemiężonej społeczności wyrastają pierwsze ogniska chrześcijaństwa, ludność zwraca się o pomoc do niewidzialnej istoty z nadzieję na cokolwiek, co może odmienić ich los. Wpatrzeni w głoszącego słowo nie zauważają istoty rzeczy i realnego działania. Potwór jest tu przyrównywany do diabła, który czyha na grzeszników i tylko ofiara może ochronić niewiernych. Wizja smoka i zachowania w czasach średniowiecznych jest tu przedstawiona bardzo logicznie, a sama walka z bestią i podejście do niej niezwykle pragmatyczne. Tu nie ma miejsca na szlachetność, rycerstwo (nie zobaczycie tu powabnych księżniczek w wieżach, jeźdźców w lśniących zbrojach) czy poetycką myśl. Daleko tu wprawdzie do jakiejś brutalnej i brudnej wymowy, ale Robbinsowi niezwykle blisko do atmosfery, którą uzyskał (ale bez kpiarskiego tonu) Terry Gilliam chociażby w Jabberwocky czy Bandytach czasu.

Pogromca smoków to film niezwykły pod wieloma względami. Dzięki efektom specjalnym, które na potrzeby filmu stworzyło legendarne Industrial Light and Magic, film doczekał się nominacji do Oskara za efekty (przegrał z Poszukiwaczami zaginionej Arki, gdzie za efekty również było odpowiedzialne IL&M). Sama spreparowana wizja smoka i dzisiaj robi wrażenie. IL&M wykorzystało technikę Go motion (odmiana animacji poklatkowej opracowana przez Phila Tippetta, a pierwszy raz użyta przez niego rok wcześniej przy Imperium kontratakuje), zbudowany został jeden 12 metrowy model, 16 mniejszych modeli, z których każdy był wykorzystany do innej sekwencji ruchowej (latanie, pływanie, chodzenie itd.). Tytaniczna wręcz praca na planie filmowym dała efekt niezwykły. To wprawdzie dość oszczędna wizja, ale podyktowana ścisłym wymogom scenariusza, by smoka nie pokazać od razu w całości, dawkować go i dopiero w ostatnim starciu pokazać jako metaforę nieuchronnego schyłku świata magii, czarnoksięstwa i smoków ziejących ogniem.

Pogromca smoków był drugim filmem, który wyszedł z koprodukcji Walt Disney Productions i Paramount Pictures. Nakręcony w pięknych walijskich plenerach, świetnymi zdjęciami Dereka Vanlinta (to on był operatorem na planie pierwszego Obcego i w kilku momentach widać tutaj grozę z filmu Ridleya Scotta) z wybitnie przebogatą instrumentalnie ścieżką dźwiękową Pogromca smoków nawet na siebie nie zarobił w czasie premiery. W czasie pierwszych pokazów przemknął bez echa, ale dość szybko dorobił się statusu kultowego. Fani doczekali się powieści napisanej przez Waylanda Drewa, która to poszerzała historię i uniwersum, a autor skupił się na wątkach pobocznych. Powstała gra planszowa, Marvel zaadaptował Pogromcę… na komiks. Kinofilizm ponownie wygrał z masowym odbiorą, dla którego film był zbyt poważny i jako taki zdecydowanie mniej przyswajalny przez młodego widza.

O ile w portfolio Paramount Pictures Pogromca… nie stanowił dzieła wyjątkowo odosobnionego, to w szeregu obrazów z gatunków familijnych Disneya dość osobliwa historia fantasy powinna robić wrażenie. Niektóre ze scen dzisiaj z pewnością nie znalazłyby swojego miejsca w kinie przeznaczonym dla młodzieży, a właśnie taką kategorię film uzyskał. Znalazły się tam momenty nagości (króciutkie), czy wspomniana na początku tekstu sekwencja gore (pożeranie ofiary). Już pierwsza scena poświęcenia dziewicy smokowi powinna wprawić w osłupienie. To wszystko sprawia, że dziś trzeba odczytać film Disneya jako coś niezwykłego, niebywałego i rzadkiego wśród całej jego gamy obrazów z jasnym, klarownym rodzinnym przesłaniem. Pogromca smoków to bodaj najlepszy przykład zwycięstwa autorskiej wizji i jeden z lepszych filmów fantasy w historii kinematografii.
Patryk Karwowski

Czas trwania: 108 min
Gatunek: fantasy
Reżyseria: Matthew Robbins
Scenariusz: Hal Barwood, Matthew Robbins
Obsada: Peter MacNicol, Caitlin Clarke, Ralph Richardson, John Hallam, Peter Eyre
Zdjęcia: Derek Vanlint
Muzyka: Alex North