1917

Sam Mendes powtórzył zabieg George’a Millera z filmu Mad Max: Na drodze gniewu z 2015 roku. Mając w ręku prostą (i poniekąd podobną) historię uczynił wszystko, by maksymalnie zintensyfikować nasze, widzów, doznania. 1917 to opowieść o drodze dwójki żołnierzy z punktu A do B. Muszą przebić się przez linię wroga, aby zdążyć na czas z rozkazem do oddziałów, które planują atak. Jeżeli nie dadzą rady, zginie 1600 żołnierzy, w tym brat jednego z posłańców. Rozpoczyna się wyścig z czasem.

Tak samo jak Miller wcisnął guzik z nitro w swoim postapo, samochody ruszyły w szaleńczą jazdę po pustyni i akcja nie zwolniła ani na chwilę, tak samo Sam Mendes stworzył warunki, by swoich bohaterów zdeterminować do działania, odpowiednio zmotywować i rzucić do biegu przez teren wojennych działań. Tu nie chodzi o ich szczególne predyspozycje, bo przykładów takiej odwagi i oddania dla sprawy historia wojenna zna z pewnością wiele. Nie chodzi również o to, że wykazywali się szczególną, zwierzęcą wręcz odpornością, że gnali przez zasieki, ruiny, błoto, brnąc przez zwłoki, nierzadko z trudem łapiąc oddech, ranni. Robili w zasadzie to, co robił każdy z piechoty na froncie I wojny światowej. 1917 jest o tyle dziełem niezwykłym, że jako widzowie jesteśmy emocjonalnie zaangażowani w misję. Stało się tak głównie przez realizację i to, że twórcy wynieśli na nowy poziom słowa „naturalizm”, „odwzorowanie realiów”. Montaż Lee Smitha (pracował z reżyserem przy Spectre), wybitne zdjęcia Rogera Deakinsa (to jego czwarty wspólny film z Mendesem), scenografia, kostiumy, charakteryzacja, wszystkie te elementy składowe powodują, że jak nigdy dotąd przymiotnik „epicki” nie będzie słowem użytym na wyrost. Tak, 1917 to utwór epicki, a inscenizacja drogi przez piekielne bramy to absolutne zwycięstwo autorskiej wizji i triumf technicznego pionu. Twórcy wypuścili wiele zza kulisowych materiałów, a każdy z nich pokazuje jak niesłychanie trudną i wyczerpującą była produkcja 1917. I nic dziwnego, że tak chwalą się każdym z takich materiałów. To dzieło, z którego każdy zaangażowany w nie człowiek powinien być dumny.

Wyobraźcie sobie najtrudniejsze warunki polowe, nieprzebrane morze ciał, zburzone domostwa, leje po bombach wypełnione żołnierską posoką i tą dwójkę przedzierającą się przez kolczaste druty, a obok nich, jakby nie zważając na te wszystkie przeszkody, śledzi ich niestrudzony operator kamery łapiąc akcję z najbardziej karkołomnych ujęć. Twórcy już dawno opanowali patent na jedno ujęcie sprytnie markując cięcia w momentach, gdy postaci przechodzą z jasnych lokacji do ciemnych, albo gdy aktorzy przechodzą za jakąś większą przeszkodą. Tutaj jednak zostało to zaaranżowane w sposób mistrzowski. To między innymi dzięki temu jesteśmy tak mocno w sercu opowieści. Poznajemy Blake’a (Dean-Charles Chapman) i Schofielda (George MacKay), gdy leżą na trawie korzystając z chwili odpoczynku, 20 minut później wystawiamy razem z nimi głowy z okopu. Od tego momentu idziemy obok nich, lepiej ich poznając, dowiadując się od dowództwa szczegółów zadania, przepychając się pomiędzy innymi, strudzonymi wczorajszą bitwą żołnierzami. Droga starszych szeregowców Schofielda i Blake’a to podróż usłana trupami, grozą, ciągłą obawą o życie własne i towarzysza. Sam Mendes zastosował podobną narrację, co wspominany już w tekście George Miller. W obu filmach, które przecież bazują na podobnych założeniach, bohaterów, ich przeszłość, plany poznajmy właśnie w trakcie akcji. A ta nie może przecież zwolnić, bo cel jest jasny. W przypadku niepowodzenia, 1600 żołnierzy ruszy na rzeź.

W kwestii samej wojny nie zostało powiedziane nic więcej ponad to, co już wiesz – jest okrutna i niepotrzebna jak zawsze. Cierpią niewinni i najsłabsi, niszczone są życia, miasta, rodzinne domy. Ginie nadzieja, urywane są całe gałęzie w drzewach genealogicznych. To wszystko znalazło swoje miejsce w filmie Sama Mendesa. Pomimo tych wszystkich okropności, reżyser dał dużo serca swojej opowieści, pokazał, że nawet w takim piekle można rozpalić mały ogień i otoczyć opieką druha czy obcą osobę.

Patryk Karwowski
Za seans dziękuję sieci kin

Czas trwania: 119 min
Gatunek: wojenny
Reżyseria: Sam Mendes
Scenariusz: Sam Mendes, Krysty Wilson-Cairns
Obsada: Dean-Charles Chapman, George MacKay, Daniel Mays, Colin Firth, Benedict Cumberbatch
Zdjęcia: Roger Deakins
Muzyka: Thomas Newman