The Baron of Arizona (1950)

Recenzja filmu "The Baron of Arizona" (1950), reż. Samuel FullerDrugi w reżyserskiej karierze Samuela Fullera film wyszedł bardzo dojrzale, jako obraz przemyślany i uporządkowany. Na tle jego innych (kolejnych) filmów, ten jest szczególnie klarowny. I chociaż Fullerowskie kły widać w paru momentach, to rzeczywiście formalnie pasuje najmniej do filmografii mojego ulubionego ostatnimi czasy mavericka. Odnoszę się tutaj również do aspektów technicznych, bo i ten element wygląda  na bardziej dopracowany  – bez ostrych cięć, ładnie wykończony, schludny.

Podejrzewam, że główny wpływ na to miał sam scenariusz. Chociaż Fuller był jego autorem, to na potrzeby filmu zaadaptował prawdziwą historię Jamesa Reavisa – hochsztaplera, łgarza, krętacza, którego losy są równie zawiłe, co podejrzane. Odnosząc się w dużym skrócie do samego życiorysu postaci (i jednocześnie głównej oraz jedynej osi fabularnej), Reavis wyrwał dla siebie stan Arizona i mianował się jego baronem. Ot co!

„The man who changed geography” – tak pan Pulitzer chciał zatytułować artykuł o Reavisie i jakkolwiek absurdalnie to brzmi (a brzmi tak cały czas), to baron Arizony rzeczywiście zmienił na chwilę mapę Stanów Zjednoczonych Ameryki. Przygotował się do tego bardzo starannie, znalazł sierotę Sofię (jeszcze jako podlotka) i uczynił z niej baronową – spadkobierczynię całej Arizony w wyniku hiszpańskich ziemskich nadań. Preparuje, fałszuje i kuje historyczne dokumenty. To nie wszystko! Musi sfałszować królewskie księgi, które znajdują się w Europie, w hiszpańskim klasztorze. I jeszcze kopie w… Ech, szkoda gadać. Ale robi to wszystko, a później idzie jeszcze dalej! Musi oczywiście poślubić Sofię, by stać się baronem…

Recenzja filmu "The Baron of Arizona" (1950), reż. Samuel Fuller

Fascynująca historia, w którą jako widz wsiąknąłem bez reszty. Vincent Price w roli głównej kradnie swoją charyzmą każdą scenę (i trzeba przyznać, że niesie na swoich barkach większość filmowych akcji). Jest tak przebiegły i tak pewny swojego planu do tego zuchwały, bezczelny i… i słów brakuje na tego gościa.

Fuller kręci doskonale. W filmie dzieje się tak wiele, że nie ma chwili wytchnienia. Ameryka, Europa, później wielki gabinet z mapą Arizony i dumny Reavis na jej tle. Możecie się domyślić co sobie pomyślał twardy lud na amerykańskiej ziemi, kowboje, którzy w takim trudzie kuli swoją ojczyznę.

Recenzja filmu "The Baron of Arizona" (1950), reż. Samuel Fuller

Może trochę blado wypada „przemiana” bohatera, który cedzi w pewnym momencie: „Zakochałem się w swojej żonie”. Naprawdę ciężko mi uwierzyć w „nowego” Reavisa. Co ciekawe, wierzę w coś innego. Wierzę, że w swej pokręconej drodze do celu, Reavis rzeczywiście był szczery, gdy wyznawał miłość młodej jeszcze Sofii. Było to uczucie wyrachowane, ale szczere, bo wierzył w nią, jak w nic innego na świecie. To od niej był uzależniony plan, który rozkładał się na lata.

Western jako gatunek tu tylko bywa, bo akcja rozgrywa się na przełomie XIX i XX wieku. To przede wszystkim dramat historyczny, ciekawy zarys prawnych rozwiązań w tamtym okresie (można być pod wrażeniem stylu i kultury w starciach na sądowej drodze Reavis kontra Stany Zjednoczone). Nie spodziewałem się tak klasycznego filmu od takiego bezkompromisowca.

8/10 - bardzo dobry

Czas trwania: 97 min
Gatunek: historyczny
Reżyseria: Samuel Fuller
Scenariusz: Samuel Fuller, Homer Croy
Obsada: Vincent Price, Ellen Drew, Vladimir Sokoloff, Reed Hadley
Zdjęcia: James Wong Howe
Muzyka: Paul Dunlap