Rzeźnia nr 5 (1972)

"Rzeźnia nr 5", reż. George Roy Hill. Recenzja filmu.

Mimo wszystko podziwiam twórców, którzy podejmują karkołomne próby przeniesienia literatury, która w gruncie rzeczy powinna zostać tylko na papierze. Nie czytałem powieści. Wydaje mi się jednak, że w tym konkretnym przypadku potencjał Rzeźni… z pewnością jest rozwinięty na kartach powieści i tam też powinno być miejsce tej historii. Rozumiem jednak przemożną chęć jej zekranizowania w fabryce snów. Główny bohater, Billy Pilgrim (Michael Sacks), urodzony w Nowym Jorku wątły młodzieniec kształcony w szkole optometrii zostaje powołany do wojska i wysłany na front. Wzięty do niewoli razem z innymi amerykańskimi żołnierzami zostaje przewieziony do Drezna, gdzie jest wykorzystywany jako siła robocza. Jeniecki obóz mieści się w tytułowej rzeźni numer pięć.


W niewoli Pilgrim przeżyje bombardowanie Drezna i to w tym epizodzie doszukiwałbym się głównej istoty filmu, a w zasadzie przypadłości głównego bohatera.

Otóż Pilgrim wypada z czasu. Tak twierdzi. Według jego relacji zupełnie przypadkowo przeskakuje z tą samą świadomością w różne etapy swojego życia. Obserwujemy go zatem w czasach młodzieńczych, na froncie, w obozie jenieckim w Dreznie, w czasach pokoju i na planecie Tralfamadoria. Brzmi świetnie i zapewne na kartach powieści jest to zajmująca lektura. Absolutnie jednak nie byłem w stanie należycie wciągnąć się w opowieść filmową. Przez chwilę byłem ciekawy skąd się wzięła ta specyficzna „dolegliwość” Pilgrima. Jednak przez do bólu ugrzecznioną realizację całości wypadłem z odpowiedniego rytmu. Cały seans przebiegał tak, jakby za projekt odpowiedzialny był Ron Howard. Ze wszech miar hollywoodzko, bez odpowiedniego pazura, który należał się tej opowieści (przede wszystkim w epizodzie wojennym). To przecież tutaj chciał według mnie scenarzysta pokazać (może nawet „ukryć”) genezę chorobliwej dolegliwości głównego bohatera. Na tle drezdeńskich bombardowań, których świadkiem był Pilgrim, można było pokazać dobitniej zmianę, jaka zaszła w filmowym bohaterze. Nawet jeżeli Rzeźnia nr 5 słusznie jest zaliczana do nurtu science-fiction (lub jako taka, która posiada wiele jej elementów), to w filmie twórca powinien położyć nacisk na konkretny element. W rezultacie wyszło bardzo mdło. Drezno i następstwo bombardowań, czyli obrazki z wojennej pożogi z pewnością odcisnęły znaczące piętno na osobowości Pilgrima. Po wyjściu ze schronu ton filmu mógł świetnie się zmienić ze stricte fantastycznej opowieści na realistyczny dramat wojenny, choćby tylko we fragmencie. Być może całość dotarłaby do mnie bardziej. 

"Rzeźnia nr 5", reż. George Roy Hill. Recenzja filmu.

Mam też problem z innymi elementami. Postać Pilgrima, która przecież zmienia się pod względem fizycznym z każdym „przeskokiem”, w czasoprzestrzeni była potraktowana przez charakteryzatorów w taki sposób, że po raz kolejny na tym seansie westchnąłem z uczuciem niechęci. Nie podobało mi się, tym bardziej, że w jego wieku podeszłym cały czas widziałem dziwne pomarańczowe odbarwienia wokół ust aktora. Być może przyczepiam się do jakiegoś absurdalnego urojenia, ale rozumiecie jak to jest, gdy widzisz jeden szczegół, który nie może wypaść z głowy. Na plus idzie ciekawy montaż wraz z płynnymi przejściami przez kolejne epoki, w których osadzona jest aktualnie filmowa akcja. Pilgrim przechodzi przez drzwi sypialni i wchodzi do kwatery w jenieckim obozie (na przykład). 

"Rzeźnia nr 5", reż. George Roy Hill. Recenzja filmu.

Reasumując i oceniając film tylko jako niezły zachodzę w głowę skąd się wzięło tyle filmowych nagród, w tym trzy na Festiwalu Filmowym w Cannes.

Czas trwania: 104 min
Gatunek: Dramat, Fantastyczny
Reżyseria: George Roy Hill
Scenariusz: Kurt Vonnegut (powieść), Stephen Geller
Obsada: Michael Sacks, Ron Leibman
Zdjęcia: Miroslav Ondrícek
Muzyka: Glenn Gould