Ransomed

I tak pewnie nie uwierzycie, ale ja wcale nie przystępowałem do seansu z myślą o zobaczeniu Marcina Dorocińskiego w kolejnej zagranicznej produkcji, tym razem azjatyckiej. Napiszę więcej. Przy scenach z Marcinem Dorocińskim (nielicznych) musiałem na chwilę wstrzymać projekcję, by upewnić się, że aktor wziął udział w tej południowokoreańskiej produkcji. Jasne, rozpoznałem go, ale rozumiesz o co chodzi.

Kim Seong-hun, reżyser odnoszący już znaczące sukcesy (serial Kingdom), ma na swoim koncie kilka podobnych do Ransomed filmów. To te wszystkie „wysokooktanowe” filmy akcji jak Tunel i Ciężki dzień, które są u nas niedostępne, a jednak wiele osób je widziało. I pewnie tak samo będzie z Ransomed, tym bardziej, wracając do pierwszego akapitu, że zagrał w nim Marcin Dorociński.

RansomedRansomed, czyli Bejrut w 1987 roku.

Ta historia jest luźno oparta na faktach. Całość sprawy będzie odtajniona przez południowokoreańskie służby dopiero w 2047 roku i oczywiście do tego czasu już wszyscy o tym zapomną. Rzecz idzie o porwanie dyplomaty w Bejrucie w połowie lat 80.
W Libanie był wtedy niezły kipisz. Trwały starcia pomiędzy radykalnymi ugrupowaniami muzułmańskimi i chrześcijańskimi, spokoju nie było. W gruncie rzeczy tam rzadko kiedy jest spokój, a w latach 1970 – 1990 (aż do porozumienia z Taif) trwała wojna domowa. Rzecz jasna były misje pokojowe, były wyznaczone strefy bezpieczeństwa, ale Liban rzeczywiście nie był popularnym celem dla turystów. Słuch po dyplomacie zaginął, kontakt przyszedł dwa lata po porwaniu, w 1987 roku.

Dla Południowej Korei to również był bardzo niespokojny okres, zbliżały się wybory, nie wiadomo było w jakiej sytuacji znajdzie się kraj. Te wybory z 1987 roku miały mieć miejsce po protestach, które zmuszały reżim generała Chun Doo-hwana do ich rozpisania.

Pejzaż wojny domowej.

I wchodzimy w ten krajobraz z pewnym urzędnikiem, specjalistą od stosunków międzynarodowych, który za obietnicę pracy w USA, decyduje się na misję w Libanie. Jak to się stało? Otóż porwany jakimś cudem zdołał po dwóch latach od porwania, kiedy wszyscy już postawili na nim krzyżyk (sytuacja w Libanie, zamieszki, starcia) wysłać sygnał pomocy. Jeszcze krótka pomoc przy ustaleniu kwoty okupu (kwestia negocjatora, którego zagrał Dorociński) i urzędnik, który nigdy nie był w strefie działań wojennych, rusza do Bejrutu.
Ransomed
Naciągane? Ale to przecież tylko luźna adaptacja prawdziwych wydarzeń, a życie pisze i tak najlepsze scenariusze. Ransomed szybko przeistacza się w coś w rodzaju buddy-movie, bo w Bejrucie urzędnik wbiega do taksówki, której to kierowca odegra znaczącą rolę w całym zamieszaniu. Taksówkarz początkowo zorientowany na własny interes wkrótce odnajdzie w sobie duże pokłady człowieczeństwa i pomoże w odzyskaniu porwanego.

Budy-movie, kino sensacyjne, kilka komediowych sytuacji, w końcu kino akcji. Są strzelaniny, jest wybuch, znajdzie się i pościg. Misz-masz z Korei południowej, produkcja o tyleż rozrywkowa, że nie sposób nie znaleźć czegoś dla siebie. Czy to się sprawdza? To niestety jest ten film, w trakcie którego, gdzieś po godzinie oglądania, zapomina się o pierwszym kwadransie.

Ransomed

Atutem z pewnością jest solidna realizacja, aktorzy wiarygodnie odegrali swoje role, ale największym plusem jest to, że jako widzowie mogliśmy przyjrzeć się sytuacji w Libanie w 1987 roku. Dziwny to był okres. Niby wiele rzeczy funkcjonowało w obrębie dużych miast, ale liczne potyczki pomiędzy różnymi ugrupowaniami nie pozwalały cywilom na prowadzenie ustabilizowanego życia. Nie było o tym mowy. I taki pejzaż odmalowali twórcy. Czas wojny, chaosu, panowało prawo dżungli. Pod tym względem uważam, że to niezła produkcja. Zdarzyły się emocje, a to ważne.

Patryk Karwowski
Czas trwania: 132 min
Gatunek: akcja
Reżyseria: Kim Seong-hoon
Scenariusz: Kim Jeong-yeon, Yeo Mi-jeong
Obsada: Ha Jung-woo, Ju Ji-hoon, Marcin Dorociński
Zdjęcia: Kim Tae-sung
Muzyka: Mowg