Star Trek: The Motion Picture (1979)

"Star Trek: The Motion Picture" (1979), reż. Robert Wise. Recenzja filmu.Po „tłustych” serialowych latach serii Star Trek przyszedł czas na pełnometrażową produkcję. Było wiadomym, że ten czas nastąpi. Dwa lata wcześniej George Lucas wystrzelił ze swoimi Gwiezdnymi Wojnami, więc trzeba było kuć żelazo póki gorące. Tym bardziej, że na horyzoncie już majaczył niemrawo Imperium Kontratakuje

Czas był zatem ku temu najlepszy. A jak wyszedł pierwszy pełen metraż i czy mógł zadowolić wszystkich treków? Po pierwsze, to zupełnie inny rodzaj science-fiction i o tym chyba nie muszę nikogo przekonywać. Chociaż to wciąż „fiction”, to widz ma nieodparte wrażenie, że całość skłania się ku „science”. W tym tonie przebiega cały seans.


To nie jest space opera, ani film akcji. To rozgrywający się na poziomie inteligentnej rozgrywki thriller w kosmosie. Oto statek Enterprise wyrusza w kolejną podróż. Celem jest ratunek Ziemi. Tym razem zagrożenie stanowi tajemniczy obłok zbliżający się do naszego gwiazdozbioru…

"Star Trek: The Motion Picture" (1979), reż. Robert Wise. Recenzja filmu.
Studio i twórcy przygotowali się do projektu bardzo starannie. Wygrali na każdym froncie, jeżeli chodzi o szacunek dla fana uniwersum Star Treka. Niespieszna akcja, rozgrywki personalne na linii Kirk (William Shatner) a ustępujący ze stanowiska komandora – Decker (Stephen Collins). Do tego dochodzi cała intryga zahaczająca o problematykę istnienia i stwórcy. Nie sposób nie wspomnieć o świetnej muzyce Jerrego Goldmishta i efektach specjalnych, które zostały nominowane do Oscara. Oczywiście na nominacje do Oscara za efekty specjalne z lat 70-tych trzeba nałożyć specjalną miarę. Nie mniej jednak, przelot Enteprise’a nad kolosalnych rozmiarów statkiem z innego wymiaru można skwitować czymś więcej niż „niezłe”.

"Star Trek: The Motion Picture" (1979), reż. Robert Wise. Recenzja filmu.

To naprawdę wciąż dobrze wygląda. Nawet jeżeli nie jesteście fanami serii, to uśmiechniecie się sentymentalnie po pierwszych taktach motywu muzycznego, czy też w momencie, gdy zobaczycie charakterystyczne „śpiochy” – uniformy załogi. Na pierwszym planie również bez zmian. Wspomniany już Kirk oraz chodząca mądrość Spock (Leonard Nimoy), który nomen omen zachowywał się tak jak jak się spodziewałem lub po prostu zapamiętałem. To nawet zabawne, bo przez dekady (w porównaniu do Star Treka J.J Abramsa) jest tak samo, czyli załoga swoje, a Spock swoje (no i w rezultacie to jego działania prowadzą do happy endu).

"Star Trek: The Motion Picture" (1979), reż. Robert Wise. Recenzja filmu.
Star Trek nie miał szans zagrozić Star Warsom w Box Officach. Nikt wtedy ich nie miał. Twórcy jednak zdawali sobie z tego sprawę i robili po prostu swoje. Razić mogą niestety pewne rozwiązania realizacyjne, jak ciągłe klaustrofobiczne wręcz ujęcia na kapitańskim mostku. Te sceny stanowią 60% filmu. Prawie cały seans  przebiega zresztą na Enterprisie, więc musicie być przygotowani na to, że większą część kadrów wypełnia Kirk ze Spockiem i resztą załogi. Nie mogę mieć zastrzeżeń co do osoby reżysera, bo na to stanowisko został zatrudniony Robert Wise – twórca tak ważnych tytułów dla amerykańskiej kinematografii jak Dźwięki muzyki (1965) czy West Side Story (1961). Poza tym Wise zaczynał jako montażysta, pracował między innymi przy Obywatelu Kane (1941). Jednak pomimo jego doświadczenia widać wyraźnie, że miał raczej mało do powiedzenia w sprawie produkcji. Podejrzewam, że już wtedy Star Trek był „marką”, nad której wyglądem pracował sztab ludzi, a reżyser był raczej tylko osobą wynajętą. Star Trek: The Motion Picture po prostu bardzo przypomina serial i może to w tym przypadku stanowić zarzut biorąc pod uwagę, że mówimy o produkcji kinowej. Ciekawi mnie natomiast jak rozłożyły się koszty produkcyjne. Nakręcony dwa lata wcześniej Star Wars kosztował trzy razy mniej, a trzeba przyznać, że wyglądał trzy razy lepiej…

Star Trek: The Motion Picture polecam i ostatecznie oceniam jako „niezły”

6/10 - niezły

Czas trwania: 132 min
Gatunek: Sci-Fi
Reżyseria: Robert Wise
Scenariusz: Gene Roddenberry, Harold Livingston, Alan Dean Foster
Obsada: William Shatner, Leonard Nimoy, DeForest Kelley, James Doohan, George Takei
Zdjęcia: Richard H. Kline
Muzyka: Jerry Goldsmith