Warfare

Warfare, kwintesencja anty blockbustera, który można sprzedać jako film widowiskowy. Naprawdę, specjaliści od montażu mogliby zrobić zwiastun a’ la kino akcji i złapać potencjalnych widzów w pułapkę. Ja nie miałem żadnych oczekiwań, co do filmowego nurtu. Czy zdziwiłem się, że dostałem kino wojenne pisane w sposób nawet oryginalny i na pewno uderzająco prawdziwy? Tak i dodatkowo z każdą minutą nabierałem szacunku do twórców, którzy zdecydowali się na ten sposób prezentacji fabuły. To opowieść z jednego incydentu w czasie bitwy o Ramadi w prowincji Al-Anbar w Iraku.

Warfare, za który odpowiedzialny jest dwóch reżyserów, czyli Ray Mendoza i Alex Garland poszli drogą nietypową. To rodzaj ultra realistycznego podejścia do specyfiki pracy oddziałów specjalnych z nastawieniem na filmowanie każdego jednego szczegółu przy realizowaniu kolejnych zadań, włącznie ze skrupulatnym odhaczaniem wszystkich punktów przy zmianie pozycji, sprawdzaniu ekwipunku, nadawaniu komunikatów, przemieszczaniu się o metr do przodu.

WarfareMinuty jak godziny, czyli przede wszystkim czekanie.

Tak, to jest ten wyjątkowo nudny i fascynujący film o akcji jednego oddziału, który został zaatakowany przez wroga. Zanim atak nastąpi mamy 40 minut oglądania żołnierzy, który obserwują potencjalnych terrorystów. Zainstalowali się w nocy w domu u rodziny, która była niczemu winna, a po prostu pomieszkiwała w budynku, który ze strategicznego punktu widzenia był usytuowany idealnie. To ten rodzaj przykrego komentarza na temat działań. Rodzina, czyli matka, ojciec, dzieci zostali zamknięci w jednym pomieszczeniu pod nadzorem, a kowboje z Navy Seals działają w dalszej części domostwa.

A później? Później jest piekło, ale znowu w tym samym odważnym realizacyjnie ujęciu. Bo tutaj jest raptem jeden incydent, który zmienia wszystko, ale żołnierze potrafią jednak, w jakiś sposób, dostosować się do sytuacji. I znowu jest szereg rozkazów, oczekiwanie transportu, odliczanie minut, przechodzenie od ściany do ściany i w końcu opuszczanie budynku.

Warfare to nudny i fascynujący zarazem film.

I to wszystko, albo aż wszystko. Niczego więcej bym sobie nie życzył. Byłem w środku. Stopień podejścia do przedstawiania warunków bojowych w tym nieprzyjemnym położeniu jest mistrzowski. Wydarzenia rozgrywają się tuż obok, strach jest namacalny, żołnierz jednostki specjalnej jest wciąż tylko człowiekiem, chociaż wygląda jakby mógł wziąć się za bary z całą zgrają terrorystów. Ludzkie odruchy, zaciśnięte zęby, trwoga i wykonywanie swoich obowiązków, bo przecież jest to jakiś rodzaj pracy na pełen etat. Trzeba ją wykonać jak najlepiej, by doczekać kolejnego dnia.

Warfare

Warfare jest duszny, bezkompromisowy w podejściu do przedstawienia tego nudnego trybu walki. Przydałby się może i szerszy komentarz na temat działań, ale wnioski możemy wyciągnąć przecież sami, jak wtedy, gdy po całej zadymie, przez zgliszcza przechodzi żołnierz koło strapionej rodziny i opuszcza zrujnowane domostwo. Jaki będzie finał dla tej rodziny, która chcąc nie chcąc „ukrywała” oddział żołnierzy? Wiemy.

Świetny film, nietypowy, surowy i stanowi ciekawy zwrot w karierze Alexa Garlanda, reżysera, który w 2014 roku debiutował wspaniałym Ex Machina. Ale czy jest to jednocześnie rewolucja w jego karierze? Nie, bo Garland nie wyzbył się tego intymnego sposobu filmowania. Wciąż ważne jest u niego niezależne podejście do produkcji i pewna kontra do współczesnego kina.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 95 min
Gatunek: wojenny, dramat
Reżyseria: Ray Mendoza, Alex Garland
Scenariusz: Ray Mendoza, Alex Garland
Obsada: D’Pharaoh Woon-A-Tai, Will Poulter, Cosmo Jarvis, Kit Connor, Finn Bennett, Joseph Quinn, Charles Melton
Zdjęcia: David J. Thompson