Do małej wioski przybywa człowiek nauki, lekarz, który ma przeprowadzić sekcję zwłok młodej dziewczyny. Ta zginęła w tajemniczych okolicznościach, a inspektor policji ma nie lada problem z ustaleniem faktów. Otóż zamknięta społeczność wyjątkowo szczelnie broni swojej prywatności i fortyfikuje się dosłownie przed wszystkim, co pochodzi z zewnątrz. Wierzą, że za wszystkim stoi przechadzający się po mrocznych uliczkach duch dziewczynki.
Sama historia nie jest tak zaskakująca jak by mogła być. Wioska tkwi w koszmarnej przeszłości, a upiór zbiera krwawe żniwo za wydarzenia sprzed lat. Jeden epizod zepchnął ludzi w ciemnogród, zaczęli praktykować gusła, wierzyć w przesądy, radzić się wiedźmy i odprawiać egzorcyzmy. Będą płacić jeszcze długo.
W świat mroku, odrealnioną atmosferę wchodzi główny bohater, człowiek twardo stąpający po ziemi (jeszcze). Kill, Baby… Kill! to opowieść o lekarzu, który w gęstej mgle, wśród nocnych nawoływań staje do walki z przesądami, a w tle dzwon wybija swoje złowieszcze bim-bam, bim-bam, bim-bam. Wspaniale jest zobaczyć film w stylistyce, w której Bava czuł się najlepiej i dawał tym samym upust swojej malarskiej pasji. Wrażenie robią jednak nie tylko odważne zestawienia kolorów, ale i całe sceny zainscenizowane tak, by stworzyć przejmujący oniryczny klimat. W Kill, Baby… Kill!, chociaż scenariusz do wyjątkowo wymyślnych nie należy, stawia kilka elementów w opozycji do obranych przez gros twórców schematów w kinie grozy. Głównym bohaterom pomaga czarownica, a dziecko o twarzy aniołka (choć lekko ponurego) zwiastuje zawsze to, co najgorsze i wydaje się, że daleko mu do niewinnego.
Fantastyczne jest prowadzenie kamery w co najmniej kilku miejscach. Obiektyw zawieszony na bujającej się huśtawce, albo skierowany na kręcone schody, które są odzwierciedleniem stanu głównego bohatera. Bava wykorzystał kilka trików, by całą opowieść zatopić jeszcze bardziej w sennej mgiełce spowijającej całą historię. Warto jednocześnie przyjąć nieco teatralną konwencję jako tą z urokliwych. Najlepszy w filmie jest finał. Przepysznie wypadają sceny, gdy główny bohater próbuje wydostać się z surrealnego koszmaru. Dosłownie walczy, przebija się przez kolejne komnaty i wyrywa z ramion podłego tym razem Morfeusza, który niechybnie chciałby dla bohatera wiecznego snu.
Kręcony we włoskim miasteczku Calcata Kill, Baby… Kill! nie miał za dużo szczęścia w produkcji. Kręcony na podstawie szczątkowego skryptu, z problemami z funduszami, ze zdjęciami, które udało się skończyć w 12 dni jest w filmografii Bavy kolejnym, szczególnym obrazem, który w finalnej formie jest filmem bardzo dobrym głównie dzięki samemu Bavie.
https://www.youtube.com/watch?v=hJfcmQsS1G0