Zamęt – sezon pierwszy

Na twarzy Maca Comwaya, który w 1972 roku wraca z Wietnamu widać odbicie całej Ameryki z tego gniewnego okresu. To ból, frustracja, rozgoryczenie. Wszystko to, czym nacechowana była społeczna tkanka w 1972 roku. 7 listopada mają odbyć się wybory, ponowie startuje Nixon, ludzie protestują przeciwko wojnie, bezrobociu, nastroje gotują się jak w garnku, do którego ktoś nalał za dużo wody. Wykipi, to pewne. Po kraju rozleje się fala nienawiści i przemocy. Wzburzonym nastrojom nie pomagają zamieszki na tle rasowym czy tacy jak Comway, weterani, którzy wracają do ojczyzny ze stosem trupów na liczniku.

Mac jest zniszczony, widać to na pierwszy rzut oka. Wątek wojenny, niezwykle ważny i kluczowy dla serialu, wybrzmi całkowicie w finale, gdy w retrospekcjach wrócimy (jedyny raz) do incydentu z wioski Quan Thang. Wydarzenia te rzuciły się cieniem na postać mężczyzny, jego sytuację, wspomniany powrót. Na lotnisku plują mu w twarz, hipisi skaczą do gardła, media łapią każdy niepewny wyraz twarzy. Oskarżony o masakrę na kobietach i dzieciach musi budować życie od nowa, ale w tym stanie to jak zabieranie się do budowy z urwanymi kończynami. Na szczęście w domu czeka na niego kochająca żona. Czyżby?

Mac Comway nie może znaleźć pracy, bo za curriculum vitae służy najczęściej wzmianka o nim w telewizji. Spalone mosty nie pomagają przy reperowaniu starych więzi, małżeństwo jest nadszarpnięte przeszłością i aktualnymi wydarzeniami. Mac jednak próbuje, a okazja przychodzi głównie za sprawą, o ironio, jego wojskowych umiejętności – z zimnej krwi, którą ma przy naciskaniu na spust. Odmawia wprawdzie, ale przyjaciel z woja już nie. Mac wplątuje się w biznes z morderstwami na zlecenie, a co gorsza musi odrobić 30 tysięcy dolarów za kumpla, w przeliczeniu cztery tysiące za „głowę”. W Ameryce lat 70. takich kontraktów nie brakuje, więc Mac uwikłany w osobliwą znajomość z „brokerem” i jemu mu podobnymi upadłymi aniołami (każdy z tak samo mocno poszarpaną kondycją psychiczną) będzie próbował odnaleźć swoje miejsce na ulicach Memphis w stanie Tennessee.

Zamęt nakręcony na podstawie cyklu powieściowego Maxa Allana Collinsa (15 części powieści o płatnym zabójcy, weteranie z Wietnamu zapoczątkowane zostały w 1976 roku, a najnowsza Killing Quarry ukazała się w 2019 roku) to serial z akcją osadzoną w latach 70. nakręcony w stylu kina z lat 70. To ważne, bo stanowi o całej estetyce i wrażliwości reżysera odpowiedzialnego za pierwszy (i niestety jak się okazuje jedyny) sezon. Greg Yaitanes, bo o nim mowa, czerpie pełnymi garściami z kina kontestacyjnego, gdzie krytyce został poddawany konsumpcjonizm, konserwatyzm, czuć było atmosferę protestu. Twórcy tacy jak Martin Scorsese ze swoim Taksówkarzem, Michael Cimino z Łowcą jeleni, Dennis Hopper ze Swobodnym jeźdźcem i wielu innych obalali amerykańskie mity, pokazywali wywrotowe nastroje odmalowane na zaciętych twarzach, szaleńców i straceńców. Greg Yaitanes podłapał w serialu Zamęt tę samą estetykę, wypełnił osiem epizodów podobną gęstą tonacją, sportretował ludzi, którzy nie siedzą w biurach, a dzień zaczynają od szklanki taniej whisky, wpatrzeni w pustą ścianę albo w twarze ludzi, którym już nie ufają.

Zamęt to bohaterowie z krwi i kości pełni trosk i obaw. Za cztery tysiące potrafią zabić człowieka, za 30 tysięcy zbudować całą intrygę. Tu nie ma i nigdy nie będzie milionów, a zawsze tylko drobniaki, jednodolarówki umazane krwią. Egzekucje wykonywane są bez wielkich planów, policja szybko zamyka sprawy, a zwłokami wrzuconymi do rzeki Missisipi szybko zajmą się krokodyle. Taki jest Zamęt, niespieszny, zbudowany na domysłach, wypełniony dobrą muzyką, kadrami, które potrafią trwać swoją długą chwilę, gdy narasta temperatura, a po strapionej postaci spływa kolejna strużka potu. Quarry to zamęt, który wciąga, tli się ogniem wolno palonego drewna.

Logan Marshall-Green w roli głównej, ze swoją zniszczoną przez wojenne wydarzenia duszą przypomina Rusta Cohle’a (Matthew McConaughey) z pierwszego sezonu serialu True detective. Ma ten sam wyraz twarzy i w podobny sposób, z wypalonym spojrzeniem, resztką swojej świadomości stara się ogarnąć przelatujące mu przez palce wątki. A tych (wątków) jest dużo i nawet na trzeźwo, przy uporządkowanym życiu byłoby je trudno ogarnąć. Żona, która jak się okazuje, nie do końca na niego czekała. Ojciec, który pod dyktando nowej partnerki nie chce mieć kontaktu z synem, przyjaciół brak. Pewne są trzy rzeczy i tych trzech rzeczy Quarry może się trzymać, by przeżyć. Woda (był mistrzem stanowym w pływaniu, zbudował basen, to jedyne miejsce, w którym czuje się bezpiecznie), muzyka (wyjątkowo solidnie wyrobiony gust muzyczny, a sam serial to skarbnica doskonałych brzmień), giwera w dłoni.

To serial niedoceniony, niesprawiedliwie opuszczony przed producentów, bogaty w treści i prezentujący wielkie aktorstwo, wspaniale odmalowany czas i miejsce. Ma się wręcz wrażenie, że to serial z przeszłości, odkryta i odrestaurowana perła, szorstki, bardzo gorzki i prawdziwy.

Patryk Karwowski

Twórcy serialu: Michael D. Fuller, Graham Gordy
Reżyseria: Greg Yaitanes
Obsada: Logan Marshall-Green, Jodi Balfour, Damon Herriman, Edoardo Ballerini, Nikki Amuka-Bird, Peter Mullan
Muzyka: Kris Dirksen
Zdjęcia: Pepe Avila del Pino