Wioska przeklętych

Małe miasteczko Midwich milknie ot tak. Nic nie zwiastowało tych długich godzin „odcięcia”. Mdleją wszyscy, przy każdej jednej wykonywanej czynności. Przelewa się woda w zlewie, żelazko powoli wypala dziurę w koszuli. Ludzie i zwierzęta leżą pokotem na ulicy, w biurach, dzieci w szkole. Wojsko i administracja otaczają kordonem miasteczko i trzeba przyznać, że akcja jest przeprowadzona wzorowo. Ale problem wnet mija, ludzie z lekkim bólem głowy wracają do swoich przerwanych czynności. Pozostaje niepokój, a po kilku tygodniach do lekarza zgłasza się kobieta, później następna. Kobiety są w ciąży. Wszystkie te, które z medycznego punktu widzenia w ciążę zajść mogły i bez względu na to czy były aktywne seksualnie, czy nie, noszą w sobie potomstwo. Można sobie wyobrazić konsternację partnerów, kochanków, narzeczonych i tak dalej. U niektórych wszystko się zgadzało, ale u innych za cholerę nie można było umiejscowić miłosnego aktu czasowej przestrzeni. Tak się jednak stało, a niepokalane poczęcie to dopiero początek kłopotów. Jak zawsze. Na świat przychodzą one, dzieci ciche, zimne, wyzute z emocji. Albinosi, mega zdolni, inteligentni.

Cały horror wynika z lęku, który towarzyszy mieszkańcom postawionym w dramatycznej sytuacji. Dzieci mają najwyraźniej jakiś plan, ale geniusz scenariusza polega na tym, że wszystko zaczyna się i kończy na spekulacjach. Nie wiemy więc, co lub kto stoi za brzemiennym stanem kobiet, ani także co motywuje do działania dzieci. Wiemy natomiast i wiedzą to mieszkańcy miasteczka Midwich, że za wszystkim stoi coś złego. Raz, że dzieci są po prostu przerażające (chociaż to oczywiście nie predysponuje do unicestwienia ich), a dwa, że potrafią dochodzić po trupach do celu… jakikolwiek by on nie był. Wykorzystują swoje zdolności telepatyczne do wpływania na ludzi i usuwania ich jak każdą zwykłą przeszkodę.

Zdumiewające jest to, jak subtelny to jest horror (chociaż skłaniałbym się, że to nawet horror sci-fi). Subtelny, a jednocześnie niezwykle przykuwający uwagę widza. Nie straszny, a raczej upiorny i taki, który nic nie stracił ze swojej siły. Twórcy zdają sobie sprawę ze swoich ograniczeń i nie wchodzą na teren, na którym dana scena mogłaby wypaść mało przekonująco lub co gorsza kompletnie nierealistycznie. Wspomniana natomiast wcześniej subtelność dotyczy zarówno decyzji, które musieli podjąć twórcy względem ominięcia cenzury (nie pada tu paląca kwestia dotycząca ciąży), ale też tematów dotyczących ekranowej grozy. Co do kwestii ewentualnego uwypuklenia spraw poczęcia, to rzecz jasna na straży stał National Legion of Decency (Legion przyzwoitości), który bacznie czuwał, by żadna z niemoralnych kwestii nie spędzała snu z powiek niewinnych widzów. Włodarze studia MGM wiedzieli jaka moc drzemie w powieści Johna Wyndhama i prawa do książki zostały zakupione tuż przed jej wydaniem. Pod oryginalnym tytułem powieści, czyli The Midwich Cuckoos ciężko byłoby wprawdzie zaistnieć filmowi na ekranach (kukułki odnoszą się rzecz jasna do podrzucania potomstwa), ale myślę, że ta dość zachowawcza decyzja była słuszna marketingowo. Najważniejsza jest w Wiosce przeklętych tonacja i atmosfera. Wszystko dzieje się tu na serio, naukowcy podchodzą do sprawy logicznie, wojsko podejmuje działania, które są naturalne i całość wygląda po prostu realistycznie (dziecięcy casting został przeprowadzony doskonale). Intrygująco na gatunkowym tle wypada filmowa natura, która przecież wywodzi się z historii fantastycznej i mogłaby pasować do jednej z historii ze Strefy Mroku. Ta powaga i spokój dodają tylko szlachetnego charakteru. Mamy wrażenie (słuszne zresztą), że obcujemy z filmem przemyślanym i dopiętym na ostatni guzik. Groza rozwija się bez histerii, zło wzrasta na żyznej glebie, a przyszły terror można ukrócić tylko brutalnym i szybkim cięciem. Wyjątkowy film, który można czytać i dosłownie i pod kątem licznych metafor.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 78 min
Gatunek: horror, sci-fi
Reżyseria: Wolf Rilla
Scenariusz: Stirling Silliphant, Wolf Rilla, Ronald Kinnoch, John Wyndham (na podstawie powieści)
Obsada: George Sanders, Barbara Shelley, Michael Gwynn
Zdjęcia: Geoffrey Faithfull
Muzyka: Ron Goodwin

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?