Ci, którzy życzą mi śmierci

Ciężko się broni najnowszy film Taylora Sheridana, tym bardziej, że twórca ze swoimi wcześniejszymi tytułami bardzo wysoko zawiesił poprzeczkę i oczekiwania były spore. Co tu się właściwie stało? Stało się zdecydowanie za dużo, bo reżyser posiłkując się tym razem literaturą (Sheridan to przede wszystkim scenarzysta) próbował powtórzyć pewien schemat ze swojego filmu Wind River. Na przeklętej ziemi, jednego z najlepszych obrazów 2017 roku. Znowu mamy twardych ludzi, tym razem z Montany (w Wind River akcja działa się na terenie Wyoming, więc niedaleko), ponownie ważnym bohaterem jest tu natura (tam śnieg i mróz, tutaj ogień). Niestety akcja rozgrywa się przy tak dziwnie zainicjowanych zwrotach fabularnych, że trudno nam się zaangażować w wydarzenia. Całość krąży wokół taniej sensacji, która w gruncie rzeczy nie byłaby najgorsza, bo w przyjemny sposób przypomina o latach 90., ale wykonanie nie jest już najlepsze. Summa summarum skróty są na początku tak ogromne, że powinny być dla scenarzysty niemalże zawstydzające.

Sam opis dystrybutora jest lakoniczny, bo streszczenie mówi o chłopcu, który jest świadkiem morderstwa, ucieka, a schronienie znajduje przy boku strażaczki na służbie. W tle natomiast złowieszcza natura domaga się ofiary, pożar zbliża się do bohaterów dramatu. Poszczególne składowe wpisują się nawet dość dobrze w b-klasowego solidnego sensacyjniaka. Mamy dość wiarygodnie naszkicowaną dwójkę antagonistów, w przypadku których „po trupach do celu” nabiera nowego złowieszczego wymiaru. Panowie (jak zwykle gwiazda drugiego planu Aidan Gillen i wspomagający go Nicholas Hoult) nie spoczną, dopóki nie zamordują świadka. Niezła jest sceneria, a zbliżający się żywioł wygląda nader wiarygodnie (finał i potyczka, gdy ściana ognia odcina ucieczkę, to szlagier). Co z tego, skoro całość rozchodzi się w szwach, klej puszcza, a wtedy Ci, którzy życzą mi śmierci pokazuje swoje wątłe strony. Ten film bowiem da się oglądać tylko dla poszczególnych scen, a nie dla całości, którą to całość powinna spajać postać strażaczki. Niestety Angelina Jolie jest w tym wydaniu nieznośnie mało wiarygodna. Ani z niej strażaczka, ani kobieta z silnymi traumami, spod których trudno się jej wydostać. Wiele scen z nią jest nakręconych silnie pretekstowo (i tandetnie), choćby po to, by uwydatnić grozę żywiołów (niesławny bieg wśród piorunów).

Napisałem na początku, że Ci, którzy życzą mi śmierci ciężko wybronić, ale gdy wątek główny się rozlatuje (sprawa jest kompletnie niejasna) z pomocą przychodzą epizody. Nieźle jest bowiem rozpisany poboczny wątek policjanta (czarny koń tej produkcji Jon Bernthal) i jego żony. Małżeństwo prowadzi szkołę przetrwania w zdradziecki rejonach wśród lasów Montany i to tam pomocy szuka chłopiec. To tylko jednak wciąż epizody i nawet one nie są w stanie uratować filmu Sheridana. Osobliwy jest więc ten fragment uniwersum scenarzysty Yellowstone. Próżno tu szukać mocnego sentymentalizmu za przeszłymi czasami (szkoda), nie ma co też liczyć na zwroty akcji. Pościg ma swoje momenty, ale zmagania na płonącej leśnej arenie szybko wypalają coś, co mogło być napięciem i emocjami. Szkoda.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 100 min
Gatunek: neo-western
Reżyseria: Taylor Sheridan
Scenariusz: Michael Koryta, Charles Leavitt, Taylor Sheridan
Obsada: Angelina Jolie, Finn Little, Nicholas Hoult, Aidan Gillen, Jake Weber, Medina Senghore, Jon Bernthal
Zdjęcia: Ben Richardson
Muzyka: Brian Tyler

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?


FILM ZNAJDZIECIE W OFERCIE GALAPAGOS