Jungleland

Max Winkler, twórca kina niezależnego, umiejscowił Jungleland gdzieś niedaleko (choć wszyscy gromko obwołają tytuł duchowym spadkobiercą Wojownika Gavina O’Connora) kina braci Safdie (najbliżej mu do Good Time). Skąpany w neo-noirowym mroku Jungleland to bardzo smutny epos o sile marzeń. Marzycieli jest dwóch, ale gdy przyjrzeć się ich aspiracjom można patrzeć na ich plany tylko przez palce i po prawdzie to aż żal sprowadzać tę dwójkę na ziemię. Jak w tym momencie, gdy jeden z bohaterów odkrywa po trosze swoją wrażliwą stronę i przedstawia swój biznes plan młodej dziewczynie i opowiada jednocześnie o tym, jak założy kiedyś pralnię z nazwą wziętą od własnego nazwiska „Kaminsky Kleaners”.

Braci jest więc dwóch, Lew i Stanley. Życie ich nie gładziło, nie tuliło i na pewno nie karmiło tak jak należy. Od zawsze są razem, porzuceni przez ojca, bez matki. Starszy opiekuje się młodszym, który wykazał za młodu wyjątkowy dar do boksu. W ten sposób zarabiają na życie. W walkach ulicznych, bardziej i mniej nielegalnych, zawsze na granicy prawa. O takich ludziach jak Lew i Stanley mówi się w Stanach Zjednoczonych 'white trash’. Niewykształceni, z szeregiem zachowań dysfunkcyjnych, pochodzą z najniższych klas społecznych. Ta dwójka jest ciągle w drodze, mieszkają w opuszczonych ruderach. Lew próbuje trenować, bo wspomniany talent rzeczywiście ma. Ale co można uzyskać z samego talentu, serca i wielkiej przemożnej chęci wyrwania się z bagna? Dostają w końcu szansę na prawdziwą walkę, która może ich zbliżyć do zawodowstwa. Jest jeden warunek, trzeba przy okazji przetransportować młodą dziewczynę wprost do paszczy lwa, w ręce któregoś z podmiejskich czarnych charakterów. Podstarzały książę zbrodni czeka na swoją zdobycz, a bracia pragną tylko zmaterializować swoje marzenia.

Jungleland skradł moje serce od razu. Historia o dwóch braciach z nizin, borykających się z problemami natury materialnej i wynikających z tego najbardziej prozaicznych kłopotów (brak kasy na autobus, kilku groszy na naprawę samochodu, o który trzeba w końcu stoczyć pojedynek na ulicy) przepełniona jest goryczą, której widz, ale też bohaterowie nie nadążają przełykać. Cały film to bezustanne poczucie beznadziei i uczucie, że bohaterom nieprzerwanie wiatr wieje w oczy i deszcz zacina po twarzy.

Swoją wiarygodność Jungleland zawdzięcza Charliemu Hunnamowi i Jackowi O’Connellowi oraz autorowi zdjęć Damianowi Garcii. Nad całą bowiem produkcją unosi się coś w rodzaju autentycznego (i ostatecznie dojmująco szczerego) żalu wychodzącego ze strony niepoprawnych marzycieli. Dużo tu również prawdy o braterskiej miłości, odpowiedzialności i o tym, że czasami tylko wydaje ci się, że czynisz dobro, chociaż nigdy nie przyszłoby ci do głowy, że możesz komuś zaszkodzić. Jeżeli jednak pojawiają się jakiekolwiek rozterki, czy Jungleland to film prawdziwy, czy gdzieś tam jednak można wychwycić nutkę fałszu, wszystko schodzi na bok przy finale. Ostatni kwadrans to emocjonalny rollercoaster, trzymający w napięciu i wzruszający. Prawdziwa miłość i odpowiedzialność przychodzi z poświęceniem.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 90 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Max Winkler
Scenariusz: Theodore Bressman, David Branson Smith, Max Winkler
Obsada: Charlie Hunnam, Jack O’Connell, Naheem Garcia, Fran Kranz, Jessica Barden
Zdjęcia: Damián García
Muzyka: Lorne Balfe