Miłość jest zimniejsza niż śmierć

Przydomek L’enfant terrible narodowej kinematografii dostał później, ale niewątpliwie Rainer Werner Fassbinder z przytupem wszedł na filmową scenę opuszczając swój Anti-Theater (przechodząc wcześniej z równie nieszablonowego Action Theater). Teatru nie opuścił na stałe, a do kina wskoczył na głęboką wodę. Wskoczył i zaczął płynąć nie oglądając się za siebie, jakby bez trwogi o to, że oddala się od brzegu, czyli świata poza kinem. Nie interesowało go już życie poza ekranem. Można pisać o niektórych ludziach „pracoholicy” i każdy oczywiście wie co to znaczy. Jednak w przypadku Fassbindera było inaczej i nie na darmo przylgnęło do niego inne słowo, „filmorób”.

Od kina gatunkowego się zaczęło i, co ciekawe, w tym mocno awangardowym debiutanckim popisie genezy trzeba szukać u Damiano Damianiego w Kuli dla generała (premiera w RFN miała miejsce w czerwcu 1968 roku). To właśnie z tego seansu przyszedł pomysł na Miłość jest zimniejsza niż śmierć. Rainer Werner Fassbinder oglądając ten klasyk spaghetti westernów razem ze swoim przyjacielem, aktorem, ale przede wszystkim współpracownikiem Ulli Lommelem (taka była hierarchia u większości osób z kręgu Fassbindera), został natchniony i ukłonił mu się już na planszy tytułowej. Jedną zaś z kluczowych kwestii przełożył na swój utwór. Odwołań i odniesień jest tu więcej, ale najważniejszy jest tu nieustanny pociąg Fassbindera (widoczny już na etapie debiutu) do międzyludzkich połamanych relacji i kina gangsterskiego.

Chcąc kręcić po amerykańsku zaczął od historii drobnego sutenera, na którego „talent” chrapkę ma syndykat. Franz, bo o nim mowa, ma być zwerbowany przez organizację. Odmawia, co staje ością w gardle mafijnych bossów. W trakcie werbunku Franz poznaje się z Bruno. Mężczyźni przypadają sobie do gustu i nawet dziewczyna Franza, prostytutka Joanna (w tej roli wystąpiła Hanna Schygulla, która tym samym rozpoczęła długoletnią podróż przez kino u boku Fassbindera) nie może stanąć na drodze rozkwitającej przyjaźni. Na pewno? Jest podejrzenie, że Bruno został jednak zwerbowany przez syndykat, a jego pierwszym zleceniem może być zlikwidowanie kłopotliwego, upartego i nieobliczalnego alfonsa.

Z zewnątrz wszystko wydaje się tu spontaniczne, jak tytuł zmieniony na chwilę przed premierą. Kälter als der Tod (Zimniejszy niż śmierć) został przechrzczony na Miłość jest zimniejsza niż śmierć. Jednak to utwór przemyślany i nawet jeżeli realizacyjnie nie przypadnie wszystkim do gustu (nie powinno to dziwić, bo to surowe kino z budżetem 65.000 ówczesnych marek), można uznać za debiut udany.

Dodatkowo, jeżeli tylko zdamy sobie sprawę jakiego kalibru Fassbinder był twórcą, co starał się osiągnąć oraz jak osobistym wyznaniem był niemalże każdy jego film w karierze, docenimy Miłość jest zimniejsza niż śmierć jeszcze bardziej. To przecież nie tylko kryminalny dramat o specyficznym trójkącie kochanków przyjaciół, tudzież partnerów w biznesie i zbrodni (planują wspólny napad na bank), ale głośny dialog z kinem europejskim. Bruno jest wystylizowany na głównego bohatera z filmu Samuraj Jean-Pierre Melville’a (Jef Costello, w którego wcielił się Alain Delon), a akcja toczy się w atmosferze Do utraty tchu Jean-Luc Godard (wyrachowani młodzi przestępcy zabijają niekiedy bez wyraźnych przyczyn).

Miłość jest zimniejsza niż śmierć to obraz zachodnich Niemiec, których wizerunek stanowi brutalny kontrast w stosunku do wschodnich sąsiadów. To również pewnego rodzaju krytyka konsumpcjonizmu (również przedstawiający szereg mniej lub bardziej zauważalnych różnic w poziomie życia, ale i w rozumieniu potrzeb obywateli). Gdy Bruno i Joanna przechadzają się spacerowym krokiem po pięknie oświetlonym supermarkecie w Monachium, w którym półki uginają się pod towarem, ówczesny widz z RFN musiał mieć gdzieś z tyłu głowy obraz życia za miedzą. Samo natomiast odstąpienie od wejścia w struktury syndykatu przez Franza to niejako odcięcie się Fassbindera od systemu. Twórca już tutaj podpisał się pod swoją deklaracją o przywdzianiu szat romantycznego anarchisty i w tym tonie będzie kontynuował do upadłego, do swojego ostatniego filmu.

Miłość jest zimniejsza niż śmierć to ciekawy przykład kina poszukiwawczego w odniesieniu do próby wykoncypowania własnego stylu, ciężkostrawne dla widza, który szuka czegoś lekkiego i wymuskanego wizualnie. Długie ujęcia, najczęściej ze statycznej kamery, muzyka będąca próbą połączenia klasycznej z podkładem, który najlepiej pasowałby do poezji śpiewanej. Bardzo oszczędne scenografie (łóżko, krzesło), kilka plenerów (pod tym względem to kino przypominające wczesnego Jima Jarmuscha), depresyjny klimat i przemoc, którą nacechowane jest u Fassbindera wszystko – słowa, gesty, czyny. I chociaż film nie należy do tych z gatunku brutalnych (reżyser był jednak mocno ograniczony budżetem), to właśnie przemocą jest wybrukowane kino Fassbindera, czasem dosłowną, niekiedy ukrytą na drugim planie, często będącą tłem wydarzeń. Przede wszystkim bardzo autorskie i dające wgląd do umysłu jednego z bardziej oryginalnych i nieobliczalnych artystów europejskiej kinematografii.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 88 min
Gatunek: dramat, kryminał
Reżyseria: Rainer Werner Fassbinder
Scenariusz: Rainer Werner Fassbinder
Obsada: Rainer Werner Fassbinder, Ulli Lommel, Hanna Schygulla, Katrin Schaake
Zdjęcia: Dietrich Lohmann
Muzyka: Holger Münzer, Peer Raben