Inwazja porywaczy ciał

Inwazja obcej rasy, roślin, które potrafiły duplikować człowieka, rozpoczęła się w fikcyjnym kalifornijskim miasteczku Santa Mira. Nie wiemy jaki był początek, ale doskonałe kopie ludzi, choć pozbawione emocji, po prostu zaczęły funkcjonować w zdrowej społecznej tkance. Choroba się rozwijała, wystarczyło, że oryginał zaśnie, aby w piwnicy lub gdziekolwiek w bliskim położeniu leżał kokon. Jedna noc wystarczy do pobrania wszystkich niezbędnych informacji, całego genetycznego kodu. Na ulicę wychodzi twój sąsiad, z kuchni żona, na śniadaniu pojawia się syn. Wyglądają tak samo, ale wystarczy zamienić kilka zdań, byś zrozumiał, że to nie oni.

W takiej sytuacji został postawiony Dr. Miles Bennell (Kevin McCarthy), który wraca po urlopie do miasteczka. To ten rodzaj amerykańskiej mieściny, w której znasz imię listonosza i kłaniasz się każdej napotkanej osobie. Zresztą Bennel mija przecież w większości swoich pacjentów, wie o nich dużo więcej niż na przykład taki sklepikarz. Mężczyzna po powrocie zostaje od razu atakowany rewelacjami na temat nowych przypadków. Ludzie mają podobno skarżyć się na to, że ich najbliżsi zachowują się nieswojo, są inni. Nie będzie dane jednak zweryfikować tych przypadków, bo potrzeba wsparcia u rodzinnego lekarza szybko im mija. Wszystko wróciło do normy? Zdecydowanie nie. Miasto wypełnia się duplikatami, a Dr. Miles Bennell razem z przyjaciółką Becky (Dana Wynter) stanie wobec największego niebezpieczeństwa w swoim życiu. Cicha inwazja się rozpoczęła.

Taki był główny koncept Jacka Finneya, autora klasycznej powieści grozy, dreszczowca sci-fi Inwazja porywaczy ciał. Oryginalnie publikowana w częściach w Colliers Magazine w 1954 roku, w formie powieści ujrzała światło dzienne w 1955 roku. Pomysł Finneya jest fantastyczny i tak prosty w swoim założeniu, jednocześnie jako treść stanowi element ponadwymiarowy i ponadczasowy. Już pomijam fakt samego aspektu psychologicznego, bo przecież „on jest taki sam, a jednak inny” potrafi towarzyszyć nam w życiu nader często. Tak samo jak „mogłam to zauważyć”, „wydawał się normalny”, „wyszedł z domu i nie wrócił”. Ludzie, w tym przypadku podmienieni przez obcą siłę, dalej funkcjonują, wykonują swoje codzienne zajęcia, pracę, ale mają swój plan, bo przecież tym ziarnem trzeba obsiać jeszcze wiele grządek.

Don Siegel przeniósł powieść (z drobnymi zmianami, choćby nazwą miasta) niemal dosłownie. Zagrało wszystko doskonale, również z czasem premiery, a sam temat idealnie uderzył i w nastroje społeczne i fantastycznie znalazł swoje miejsce w kinie gatunkowym gdzie twórcy pokazali, że sci-fi to nie tylko te kosmiczne spodki, wielkie roboty i obce rasy, które koniecznie trzeb zaprezentować w jak najbardziej sugestywnej formie. Lata 50. wiązały się przy tym z tym, że wizje scenarzystów były prezentowane z lepszym lub gorszym skutkiem. Ówczesne technologie nie pozwalały wszak na operowanie takim materiałem jak dzisiaj. Don Siegel nie miał tych problemów, bo atak kosmitów odbył się od najmniej oczekiwanej strony, przybrał kształt i wygląd kochającej Cię od zawsze osoby. Wśród znanych medycynie zaburzeń psychicznych przypadki takie są oczywiście znane. Zespół Capgrasa występuje rzadko, ale to właśnie ta przypadłość powoduje, że chory uważa iż najbliższa mu osoba jest kimś obcym, została podmieniona etc. W publikacjach naukowych przypadki takie zostały po raz pierwszy opisane w 1923 roku..

Groza w Inwazji… uderza więc kiedy śpisz, gdy myślisz już o kolejnym dniu w szkole lub w pracy. Tutaj, wiązało się to z wieloma lękami amerykańskich obywateli lat 50. W materii filmowej odpuszczono pola zagrożeniom nuklearnym i idącym za tymi możliwościami mutacji niegroźnych dotąd (na przykład) owadów. Obawy zostały natomiast zwielokrotnione przez zimną wojnę, przecież ten podejrzany od zawsze sąsiad, taki beznamiętny i czasem obcesowy mógł być komunistą (obcym). Zimna wojna zbierała również żniwo na polu kinematografii, zatroskani mieszkańcy sielankowych osiedli dostali kolejny wyraz swojej trwogi.

Inwazja porywaczy ciał to dzieło nietuzinkowe i takie, które przetrwało próbę czasu, głównie jednak od strony wspomnianych metafor. Można wszak patrzyć z przymrużeniem oka na wielkie plastikowe roślinne kokony ładowane do ciężarówek, ale już z wielką uwagą i rosnącym napięciem obserwować ucieczkę i walkę ze snem dwójki głównych bohaterów. Inwazja porywaczy ciał wciąż radzi więc sobie dobrze i jako utwór rozrywkowy, ale przede wszystkim jako ciekawy i oryginalny obraz science ficttion, który daje do myślenia, wzbudza emocje i przy środkach formalnych kojarzonych z kinem noir, opowiedzieć o inwazji obcej rasy..

Patryk Karwowski

Czas trwania: 80 min
Gatunek: sci-fi
Reżyseria: Don Siegel
Scenariusz: Daniel Mainwaring, Jack Finney (powieść), Richard Collins
Obsada: Kevin McCarthy, Dana Wynter, Larry Gates, King Donovan, Carolyn Jones, Jean Willes
Zdjęcia: Ellsworth Fredericks
Muzyka: Carmen Dragon