Lody na patyku

Było ich trzech, w każdym z nich tak samo mocno buzowała krew. Gruby Benji, Huey romantyk i przystojny Bobby. Lody na patyku to zapis ich szczeniackich, zawsze pieprznych podbojów w latach 50. w Tel Awiwie. Cel był zawsze ten sam, zaliczyć panienkę. Napisałem „zaliczyć”, bo w rzeczy samej pasuje to jak ulał do motywu przewodniego serii zapoczątkowanej w 1978 roku przez Boaza Davidsona.

Film nie jest więc niczym innym jak lekko sprośną komedią o zabarwieniu erotycznym. Benji, Huey i Bobby chodzą do szkoły (ciężko ustalić czy to szkoła średnia, czy już studia), a po zajęciach szwendają się po klubach i ulicach Tel Awiwu. Próbują podrywać dziewczyny, czasem im się to udaje, częściej nie. Najłatwiej ma przystojny Bobby, tak jak wtedy gdy wystartował do pięknej Nili, którą wcześniej wypatrzył nieśmiały Huey. To wydarzenie zaważy na przyjaźni całej trójki, ale Huey będzie jeszcze próbować. Dramatyczny finał zweryfikuje definicje romantyzmu na nowo, a Huey już pewnie nigdy tak łatwo nie zaufa drugiej osobie.

Jako koprodukcja izraelsko-niemiecka obraz okazał się ogromnym komercyjnym sukcesem, otworzył drogę do dziewięciu kolejnych części (w ostatniej z 2001 roku wystąpili już inni aktorzy), a Davidson nakręcił cztery lata później, w 1982 roku, amerykański remake Ostatnia amerykańska dziewica. Prawdziwi ojcowie sukcesu Yoram Globus i Menahem Golan ze swoją firmą produkcyjno-dystrybucyjną Golan-Globus mogli już z pełną parą przejść restrukturyzację i pod sztandarem The Cannon Group pompować szlachetną B-klasową krew w nasze VHS-owe żyły.

Lody na patyku swego czasu były rzeczywiście pięknym zjawiskiem w VHS-owej kulturze. Przekazywana pod stołem kaseta wspomagała skutecznie wyobraźnie nastolatka (również i moją). Oglądany nerwowo, nierzadko z palcem na przycisku 'eject’ stanowił zaproszenie do świata seksu. Nie czułem się zdemoralizowany, a raczej żywo zainteresowany tą przaśną (oryginalny hebrajski język był w europejskiej wersji zawsze z niemieckim dubbingiem. Nikt się wtedy nie zastanawiał nad miejscem akcji, czy osobliwą typografią na ścianach, reklamach i plakatach w filmie) komedią erotyczną. Losy chłopców i zarys fabularny też był mało istotny, a teraz, 40 lat od premiery, świeżo po odświeżeniu za dużo się w tej kwestii nie zmieniło (zapamiętałem go jednocześnie jako film bardziej wyuzdany. Prawdą jest bowiem, że dzisiaj więcej seksu jest w niejednej telewizyjnej reklamie). Opowieść o inicjacjach i dojrzewaniu była pretekstowa, realizacja siermiężna i aż dziw bierze, że obraz Boaza Davidsona był nominowany do Złotych Globów i stanął w szranki z (między innymi) Jesienną sonatą Ingmara Bergmana. Żarty u Davidsona zahaczają o te z natury żenującej (mierzenie przyrodzeń po zajęciach z wychowania fizycznego), ale wszelkie tarapaty w jakie wpadali chłopcy w związku ze swoim rozbuchanym libido zdecydowały właśnie o dzisiejszym statusie kultowym.

Trzeba jednak oddać produkcji kilka rzeczy. Przy filmie pracował urodzony w Krakowie operator Adam Greenberg. Dla autora zdjęć Lody… były jedną z ostatnich izraelskich produkcji, po której przeniósł się już na stałe do Stanów, a dwa lata później w 1980 roku pracował z Samuelem Fullerem przy Wielkiej Czerwonej Jedynce. Możemy oczywiście tylko domniemywać, że lata 50. w Izraelu były przedstawione wiarygodnie, ale od strony muzycznej możemy być pewni, że duch czasów został należycie zaprezentowany. Przy kosztującym trzy miliony ówczesnych izraelskich funtów obrazie, producenci przeznaczyli 1/3 tej kwoty na zakup licencji na piosenki. Dzięki temu obraz nabrał uroku, a twórcy dysponując całą szafą grającą popularnych piosenek (kilkadziesiąt tytułów) nie omieszkali ich wrzucać w każdym możliwym momencie, w trakcie szybszej akcji, czy spokojnej rozmowy. Przeboje Paula Anki (You Are My DestinyPuppy LoveDiana), Bill Haleya (Rock around The ClockShake Rattle and Roll), Marino Marini (Come Prima), The Shadows, Little Richarda i wielu innych ubarwiały, dodawały powabu i wyścielały romantyczną atmosferą krajobraz Tel Awiwu z lat 50., który przez wiele formalnych zabiegów wyglądał jak mieścinka gdzieś z zachodniego wybrzeża w Stanach Zjednoczonych.

Jako komedia erotyczna Lody na patyku wybijają się ponad krwawą historię własnego kraju i były towarem eksportowym w czystej postaci. W samym 1978 roku na terenie Izraela doszło do ośmiu zamachów. Palestyńscy terroryści miesiąc po miesiącu zbierali krwawe żniwo, ale nie naruszyło to w żaden sposób lekkiej atmosfery unoszącej się nad filmem…Dzisiaj tytuł jest o tyleż fikuśny co przede wszystkim znaczący i warto o nim rozmawiać jako utworze ważnym dla rozwoju całego pokolenia nastolatków z lat 80. 

Patryk Karwowski

Czas trwania: 95 min
Gatunek: komedia erotyczna
Reżyseria: Boaz Davidson
Scenariusz: Boaz Davidson, Eli Tavor
Obsada: Yftach Katzur, Anat Atzmon, Jonathan Sagall, Zachi Noy, Dvora Kedar
Zdjęcia: Adam Greenberg