Lecą żurawie

Lecą żurawie, definicja melodramatu, pierwszy radziecki film nagrodzony Złotą Palmą na 11. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes, obraz na wskroś sentymentalny, ale przede wszystkim doskonale zrealizowany. Film Michaiła Kałatozowa nakręcony na podstawie sztuki Wiktora Rozowa (który zaadaptował ją na potrzeby filmowego scenariusza) to historia miłości brutalnie przerwanej przez wojnę. Poznajemy w nim losy Weroniki nazywanej czule Wiewiórką (Tatjana Samojłowa) i Borysa (Aleksiej Batałow). Młodzi mają wielkie plany, ale Borys rzuca wszystko na wieść o powołaniu. Nie może być inaczej, bo to czas, gdy naród zbiera się cały w sobie i każdy oddaje serce w służbie kraju. Borys rozstaje się szybko, jeszcze obiad z rodziną, kilka prezentów i już stoi w szeregu mu podobnych czekając na pociąg. Tłumy napierają na ogrodzenia, w tym Weronika, która próbuje złapać spojrzeniem ukochanego. Nie będzie jej dane złożyć ostatniego pocałunku, nie było już na to czasu. Rozpoczyna się dramat dziewczyny, która nie jest w stanie przeżyć samotnie rozłąki, nie jest też w stanie przeżyć samotnie coraz częstszych nalotów. Ale obok szybko pojawia się przyrodni brata Borysa, który od zawsze wodził spojrzeniem za dziewczyną. Wojna się przedłuża, a Weronika bierze ślub z krewniakiem. Nie jest to szczęśliwe małżeństwo i Wiewiórka wciąż czeka na powrót swojej pierwszej miłości.

Każdy, kto skusi się na seans, szybko się zorientuje dlaczego Lecą żurawie odniósł międzynarodowy sukces i po dziś dzień nie stracił na atrakcyjności. To uniwersalna historia, która mogłaby się wydarzyć na każdej szerokości i długości geograficznej. Reżyser Michaił Kałatozow nie umieścił swojego filmu w żelaznych karbach systemu i nie narzucił patosu, z którym moglibyśmy kojarzyć radziecką kinematografię, szczególnie przy tytułach związanych w jakiś sposób z wydarzeniami wojennymi. Echa propagandy są znikome i po latach odbijają się tylko na korzyść obrazu i stanowią o jego antywojennym przesłaniu. W centralnym punkcie, co ważne, znajdują się u Kałatozowa ludzie, nie naród. I widać to w każdym ujęciu. Twórca skupia się na detalach związanych z rozstaniem, czułością, żalem i gniewem. Gdy towarzyszymy Weronice, gdy ta przedziera się przez napierające zewsząd fale ludzi na dworcu, na pierwszym planie widzimy zatrwożone oblicza. Ktoś przytula dziecko, inny wymienia pocałunki z dziewczyną, każdy płacze. Te detale opowiadają o wojnie jako o głównej przyczynie smutku. Wojna jest obdarta z każdej szlachetnej materii, a i same działania wojenne zostały pominięte Nie warto o nich mówić, skoro najważniejsi są ci, co czekają. Tych kilka ujęć z frontu i tak dotyczy tęsknoty, spojrzeń na zdjęcie, rozmowy o tym co w domu.

Dla Tatjany Samojłowej była to rola przełomowa. Ze wzrokiem utkwionym zawsze w puste miejsce przekazuje dobitnie tragizm swojej postaci. Nie potrafi pogodzić się ze swoimi wyborami, a twórcy, przy użyciu znamienitych środków formalnych (które stawiają Lecą żurawie obok najlepszych dzieł kina noir), portretują ją jako stłamszoną, zagubioną i opuszczoną. Filmowi bohaterowie ganią ją za jej wybory, nie ma w nich wsparcia, ale po prawdzie, ze swoim stanem emocjonalnym, została przecież wykorzystana.

Największe wrażenie robią wirtuozerskie popisy na polu technicznym, bo trzeba przyznać, że nowatorskie kręcenie z ręki i same zdjęcia Siergieja Urusiewskiego (który wykorzystał tu swoje doświadczenia z frontu, gdzie miał w ręku częściej kamerę niż karabin) po dziś dzień zachwycają. Już po pierwszych sekwencjach widzimy, że Urusiewski nie pójdzie na łatwiznę, a poprzeczkę zawiesił sobie wyjątkowo wysoko. Jak chociażby w tej scenie, gdy Borys wbiega po schodach kamienicy, a kamera wznosi się i podąża obiektywem za mężczyzną. Albo ten moment, gdy Wiktoria biegnie na dworzec chcąc pożegnać się z ukochanym, a operator przeciska się razem z nią przez tłum, po czym kamera ląduje na statywie, który płynnie unosi się nad zebranymi ludźmi. Takich scen perełek jest więcej i dowodzą tylko jaki fach w ręku miał radziecki autor zdjęć. Wypada też zwrócić uwagę na utwór Kałatozowa jako na zapis czasu, miejsca i przekrojów społecznych. W rzadko którym obrazie z tego okresu (i z tego punktu na kinematograficznej mapie świata) można mieć tak interesujący wgląd w rodzinę i scenki rodzajowe (zwróciło moją uwagę jak postaci w filmie Michaiła Kałatozowa odnosiły się w dość luźny sposób do spraw pożycia „będziecie mieli ślub, czy tylko z nią sypiasz?”)..

To prosta i nieskomplikowana historia o zakochaniu i związku, który próbuje przetrwać w wyjątkowo trudnych okolicznościach. Dzisiaj, Lecą żurawie, po ponad 50. latach od premiery wciąż zaskakują świeżym podejściem do realizacji, którą i obecnie trzeba docenić. Dla radzieckiej kinematografii był to z pewnością obraz przełomowy, dzisiaj wciąż bardzo rozpoznawalny, wymieniany jako jeden z najważniejszych.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 82 min
Gatunek: melodramat
Reżyseria: Michaił Kałatozow
Scenariusz: Wiktor Rozow (na podstawie własnej sztuki)
Obsada: Tatjana Samojłowa, Aleksandr Szworin, Aleksiej Batałow, Wasilij Mierkurjew, Walentin Zubkow
Zdjęcia: Siergiej Urusiewski
Muzyka: Mieczysław Wajnberg