List na Kreml

John Huston nie zwalnia w latach 70., ale szuka nowego dla siebie miejsca w kinematografii. Próbuje nowych gatunków niezmiennie umieszczając w centralnym punkcie swoich opowieści mężczyznę, specjalistę w swoim fachu, jak się ostatecznie okazuje, człowieka zagubionego. Fabuły Hustona były budowane najczęściej właśnie wokół takiego bohatera. W roku 1970 miała miejsce premiera kolejnego niezwykle udanego filmu Johna Hustona, innego od całej reszty, komercyjnej porażki, docenionego jednak przez krytykę i kolegów po fachu w tym przez Jean-Pierre Melville’a, który odniósł się do niego w słowach „mistrzowski…”

Jeżeli zawód szpiega wiązaliście do tej pory z ekscytującym życiem, pełnym niespodzianek, z podróżami, niebezpieczeństwem (ale pod kontrolą całego wywiadu), z doskonale przygotowaną misją i perfekcyjnym wykonaniem tejże, John Huston swoim Listem na Kreml sprowadzi was na ziemię. Wcześniej, na ziemię powinna sprowadzić w zasadzie powieść Noel Ira Behna, który napisał ją w oparciu o swoją wieloletnią pracę dla wojskowego wywiadu (Behn „zasłynął” później kontrowersyjną książką Lindbergh: The Crime, w której sugeruje, że dziecko Linberghów zginęło w wypadku, a jego porwanie zostało sfingowane).

Ekranizacja powieści rozgrywa się pod koniec lat 60. Zimna Wojna trwa w najlepsze. Formuje się grupa amerykańskich szpiegów, która chce przejąć list wysłany przez CIA na Kreml. Nie zdradzę treści, tylko po ty, byście byli tak samo skonfundowani jak ja. Wystarczy napisać, że przywódcy nieformalnie zawiązującej się grupy szpiegów mają motywy cokolwiek wyrachowane. Działania służą tylko własnym korzyściom, interes państwa i dobro ogółu nie istnieje, a Zimna Wojna najlepiej by trwała jak najdłużej.

John Huston nakręcił film, który przedstawia pracę wywiadu na terenie obcego mocarstwa (amerykanie tajnymi kanałami dostają się do Moskwy, a tam próbują przedostać się w szeregi radzieckich urzędników), a w rezultacie jest przykry, gorzki o kształcie bez mała paranoicznym. Sami agenci wątpią w cel misji, ale często ślepo poddają się kolejnym decyzjom wyższemu rangą. Wszystko jest u Hustona szare, a granica pomiędzy złem i dobrem nie istnieje. Nie wierzą w nią też sami szpiedzy, w tym główny bohater, oficer marynarki powołany do tego zadania, Charles Rone (Patrick O’Neal). Biegle posługuje się kilkoma językami, posiada niebywałe zdolności zapamiętywania i radzenia sobie w trudnych warunkach. Finał Listu na Kreml ma jedno z bardziej przygnębiających filmowych zakończeń, bo kto chce się bawić w szpiega na poważnie, musi liczyć się z konsekwencjami do końca życia…

John Huston nie odniósł ze swoim filmem sukcesu komercyjnego. Z budżetem, który przekroczył 6 milionów dolarów (zdjęcia kręcono w Nowym Jorku, Włoszech, Meksyku, ale i w stolicy Finlandii, gdzie ekipa zbudowała kilka budynków na wzór Moskiewskiej architektury) ledwo wzniósł się z dochodami ponad pułap 3 milionów. Była to więc kolejna porażka finansowa filmu sygnowanego nazwiskiem legendarnego reżysera z Hollywood, który miał przecież przeogromny wpływ na kino i pojedyncze jego gatunki. Szkoda, bo List na Kreml ma wiele elementów, które teoretycznie powinny przyciągnąć widzów. Dopisała chociażby obsada, co w zasadzie u Hustona było normą. Na ekranie zobaczymy Maxa Von Sydowa, Bibi Andersson (znana z częstej współpracy z Ingmarem Bergmanem), czy Orsona Wellesa.

List na Kreml rozpatrywać dzisiaj trzeba jako kino niedocenione, które rzeczywiście nie miało szans poradzić sobie w box-officach. To obraz trudny, wymagający skupienia, nastawiony na pojedynczego widza, a nie na masy w multipleksach. W swoim przekazie o niejasnych regułach w trakcie wojny wywiadów jest bardzo ponury i pokazuje, że takie wartości jak przywiązanie, honor, przyjaźń nie istnieją, bo ostatecznie trzeba myśleć tylko o sobie.

Czas trwania: 121 min
Gatunek: dramat, szpiegowski
Reżyseria: John Huston
Scenariusz: John Huston, Gladys Hill
Obsada: Bibi Andersson, Richard Boone, Nigel Green, Dean Jagger, Patrick O’Neal, Orson Welles, Max von Sydow
Zdjęcia: Edward Scaife
Muzyka: Robert Jackson Drasnin