Sam przeciw wszystkim

Rzeźnik (Philippe Nahon) nienawidzi. Jest w tym sam, ale postanowił tę nienawiść wypluć jako narrator. Nie wykrzykuje jej jednak i przez to jest niezwykle groźny. Dokłada kolejne laski dynamitu do swojej frustracji, ale na zewnątrz jest jak skała, bez emocji, bez uśmiechu czy gniewnego wyrazu twarzy. Rzeźnik z zawodu, który dobija do 50 lat, w dzieciństwie molestowany, ze smutną wojenną historią ojca, z kolejnymi życiowymi porażkami. Małżeństwo z przypadku doprowadziło do tego, że mieszka z żoną, nienarodzonym jeszcze dzieckiem i teściową. Nienawidzi całej trójki i w tym ognisku zapalnym dojdzie do pierwszego wybuchu.

Gaspar Noé robi bardzo wiele, by utrudnić nam odbiór. Francuski reżyser nakręcił film, który trudno jest jednoznacznie polecić, bo przecież to nie był ani przyjemny seans i de facto nie wiadomo komu zarekomendować tytuł. Co to za film, w którym przegrany koleś bije po brzuchu kobietę w ciąży, musimy z nim oglądać pornosy w kinie, a w swoim wewnętrznym monologu skazuje wszystkich i wszystko na śmierć, najlepiej w męczarniach.

Tak, Gaspar Noé to mistrz formy. Reżyser nie tyle wytrąca nas ze strefy komfortu, co wręcz wykopuje nas poza jej obręb i widłami wpycha nas w piwnicę filmowego dyskomfortu. A jak tam jest? Tak jak w życiu rzeźnika, brudno, wilgotno, z obdrapanymi ścianami i grzybem na nich, z wybitymi szybami, na ulicach bez spacerujących ludzi. Nędzny jest więc żywot głównego bohatera, bezrobotnego, wykluczonego, który zamierza tym samym odpłacić się społeczeństwu.

Stan głównego bohatera jest zatrważający, a spustoszenie i pożar w jego głowie niemożliwy do ugaszenia przez zastęp strażaków. Tu nie ma nic do uratowania i zresztą po kilku minutach obcowania z nim ratować go nie chcemy. Nie lubimy go tak samo, jak on nie lubi nas. I taki właśnie jest, sam przeciw wszystkim, również przeciw widzom. Jest w swoim gniewie i chęci dokonania jakiegoś aktu przemocy tak samo zdeterminowany (wewnątrz) jak Travis Bickle, z którym zresztą rzeźnik ma wiele wspólnego, a i sam Noé zdaje się po obraz Scorsese sięgać. Jednak o ile w Taksówkarzu jasnych promyków dostarcza widzowi tło, bo przecież na trasie taksówkarza można było dostrzec kilka pogodnych twarzy, tak u Noé z każdego kadru, facjaty, historii wylewa się szambo.

To trudny film, z ciężkim do opisania opresyjnym wrażeniem – wręcz charakterem swojej wymowy. Mocno wybrzmiewa tu i rezygnacja, apatia, ale i groza, która pomaga seans określić gatunkowo. Wymieniany jako tytuł, w którym można odnaleźć wiele cech francuskiej ekstremy na pewno doskwiera tak mocno w trakcie seansu jak kultowy już Człowiek pogryzł psa. Niepokojący, brutalny, krwawy, z doskonałą rolą Philippe Nahona obraz bez mała plugawy jest orzechem twardym do zgryzienia. Polecam ostrzegając jak sam Gaspar Noé w trakcie seansu przed jedną z finałowych scen, gdy uczciwie informuje, że jest jeszcze czas wyłączyć film.

Czas trwania: 93 min
Gatunek: dramat, francuska ekstrema
Reżyseria: Gaspar Noé
Scenariusz: Gaspar Noé
Obsada: Philippe Nahon, Guillaume Nicloux, Blandine Lenoir, Frankie Pain
Zdjęcia: Dominique Colin