Moja poniższa recenzja ukazała się również na portalu NoirCafe.pl, link tutaj.
Uważam, że decyzja o cyfrowej rekonstrukcji kolejnych tytułów z zasobów polskiej kinematografii to jedne z lepiej wydanych pieniędzy przez PISF. Nie oszukujmy się, obraz, najczęściej nadgryziony, ba! nadszarpany zębem czasu, często odstrasza. Wiadomo, kto chce obejrzeć, to i tak taką klasykę nadrobiłby bez względu na jakość. Jednak wyczyszczone kadry, poprawiony dźwięk i kolory szczególnie zachęcają do spędzenia 90 minut z bohaterami filmu Zanussiego.
Constans, czyli stała, w przypadku znakomitego dzieła Krzysztofa Zanussiego to stała postawa głównego bohatera. Bezkompromisowy i nieprzekupny Witold (Tadeusz Bradecki), jedynak, alpinista z zamiłowania, wychowywany od dwunastego roku życia przez matkę.
Miłość do gór odziedziczył po ojcu i to w zasadzie główne wspomnienie po zmarłym rodzicu. Nie da się ukryć, że każdą jego wyprawę (przygotowywaną notabene wespół z klubem alpinistycznym ojca) trzeba traktować jako podświadomą ucieczkę od dnia codziennego. Przed czym Witold tak ucieka? Przed kurewstwem, które panoszy się wokół niego i z którym nic nie może zrobić. Może tylko trwać w swojej postawie, kierować się twardą filozofią uczciwości wyniesioną z domu rodzinnego.
Zanussi zapoznaje widzów z Witoldem, gdy ten rozpoczyna pracę w Biurze Organizacji Wystaw. Coś na kształt dzisiejszej agencji reklamowej z profilem firmy ukierunkowanym na targi. Ten twór dumnie nazwany „biurem” ma za zadanie promować nasz kraj na całym świecie. Głównie ogranicza się to do zbudowania drewnianej chaty czy pokazania kilku plansz ze zdjęciami Zespołu Pieśni i Tańca „Mazowsze”. Główny bohater dostał pracę po znajomości, chociaż nigdy o tym dobitnie i głośno nie powiedziano. Takie ciche napomknięcie przez znajomego z klubu alpinistycznego kolejnemu znajomemu, aż do obecnego przełożonego Witolda, czyli Mariusza (Witold Pyrkosz).
Zanussi przez cały film opowiada o tym, jak wiele pokus czyha na osobę uczciwą i jak twardy kręgosłup trzeba mieć, by nie dać się skusić. Przecież jest tyle prostszych dróg do celu. Wystarczy dać w łapę za łóżko w szpitalu dla chorej matki. Można też przymknąć oko na parę szwindli i wrócić z kilkoma dolarami więcej z wyjazdu firmowego. A przecież każdy grosz się przyda, bo góry wzywają…
Zanussi nakręcił oczywiście film ponadczasowy, który jeszcze zapewne długo nie straci na aktualności. Zbyt długo załatwialiśmy sprawy pod stołem, by nagle przestać to robić. Do tego trzeba… Sam nie wiem, co jest do tego potrzebne.
Jednak nie tylko fabuła i realizacja wpłynęła na tak wysoką ocenę. Duża zasługa tkwi w kreacji Tadeusza Bradeckiego. Skromny, a jednocześnie z siłą drzemiącą w każdym geście. Widz czuje, że nie da się go złamać. Nawet pomimo gróźb, zastraszeń czy wielkich obietnic trwa twardo na swoim stanowisku. Czy to się opłaci, musicie zobaczyć.
Przy filmie pracowali najlepsi. Świetne zdjęcia Sławomira Idziaka i muzyka Wojciecha Kilara to wspaniałe dopełnienie tej historii. Jeżeli chodzi o zdjęcia, to ciekawostką jest, że ekipa wyjechała do Indii. Tam nakręcono kilka scen, w których Biuro Organizacji Wystaw przebywało na zagranicznych wojażach.
Finał historii, chociaż pozostawia widza z pytaniami bez odpowiedzi, to przede wszystkim zaskakuje brutalnością rozwiązania. Zanussi chciał zapewne przekazać prawdę o nieuchronności ludzkiego losu bez względu na to, jakimi jesteśmy osobami. A więc… Wszystko okazało się bez znaczenia? Świat kręci się dalej i zgarnia pod ziemię tych mniej sprytnych i zaradnych? Okrutny zabieg, choć zapadający przez to w pamięć. Polecam.
Czas trwania: 87 min
Gatunek: Dramat, Psychologiczny
Reżyseria: Krzysztof Zanussi
Scenariusz: Krzysztof Zanussi
Obsada: Tadeusz Bradecki, Cezary Morawski, Juliusz Machulski, Jan Jurewicz, Witold Pyrkosz
Zdjęcia: Sławomir Idziak
Muzyka: Wojciech Kilar