Czy Zabriskie Point jest rzeczywiście filmem nieudanym jak głosili wszem i wobec krytycy? Czy rzeczywiście jest tą pretensjonalną próbą podjęcia tematów dotyczących niepokojów społecznych wśród młodych ludzi w latach 60. w Ameryce?
To przede wszystkim film piękny, metafizyczny, wielowarstwowy. Tak, ze swoim przesłaniem jest nieco płaski. Po prawdzie to nie jest film niosący przesłanie, a długi kontemplacyjny teledysk, który owszem, portretuje pewne zjawisko, wskazuje znaczenie kontrkultury w życiu młodych ludzi, ale z obserwacji za dużo nie wynika. Z drugiej strony, czy wynik tychże (obserwacji) musi mieć swoje postscriptum? Czy seans musi kończyć się wypływającymi z fabuły wnioskami?
Zabriskie Point, czyli zachłysnąć się zapachem młodości.
Warstwa znaczeniowa jest od początku jasna, 48-letni Michelangelo Antonioni zachłysnął się Ameryką. kręci jak zbuntowany chłopak. I to jest urocze i na swój sposób szczere. Motywy przewodnie, które wynikają głównie z obrazu, rytmiki, gestów i słów filmowych postaci odbieram nie jako manifest co raczej sugestywną hipisowską formułę. Tak, Zabriskie Point przedstawia niepokoje, ale głównie pokazuje młodych ludzi, którzy mogą tylko trwać w pewnym położeniu. Zabriskie Point to nie wiwisekcja, nie ma tu buntu, jest raczej gra buntem. To jednak wciąż, moim zdaniem, zajmujący seans.
Już początek jest znamienny, gdy reżyser przygląda się pierwszym rewolucyjnym płomieniom. Na kampusie bowiem trwa zażarta dyskusja o tym, kto śmie się nazywać rewolucjonistą. Dyskusja odbywa się w multikulturowym towarzystwie. Pewne racje padają z każdej strony. W końcu padają fundamentalne pytania o to, czy warto poświęcić życie dla rewolucji. Cała rozmowa łapie się w kontekst studenckich zamieszek na uczelniach. Młody Mark wstaje i twierdzi, że on jest gotów umrzeć. Ale nie z nudów, dodaje wychodząc. To początek filmu i początek podróży, bo Zabriskie Point oprócz hippisowskiego rodowodu ma swoje korzenie w iście amerykańskim kinie rogi. I o drodze jest więc głównie film Antonioniego. Zamieszki na uczelniach odbywają się, ginie policjant, podejrzanym jest Mark. Chłopak ucieka i dociera do Doliny Śmierci.
Film skupiony na prezentacji walorów estetycznych. Alfio Contini jest mistrzem.
Tytułowe miejsce to punkt widokowy na rozciągające się po horyzont piaszczyste formacje skalne. Ziemia to wyjałowiona, nieurodzajna, a jednak to właśnie tam dojdzie do efektownego rozkwitu. Mark bowiem spotyka Darię (Daria Halprin). Oboje spędzą czas na tym niegościnnym terenie. Ale im to nie przeszkadza, połączą się z Matką Ziemią, hipisowskie flower power znowu wybuchnie całą swoją mocą.
Zabriskie Point od początku nie miał dobrej prasy, to prawda. Ale przecież ten filmowy sprzeciw wobec konsumpcyjnemu życiu, korporacjom, ustanowionym zasadom, którym powinni poświęcić życie młodzi ludzie, w jakiś sposób się sprawdza. Trudno tu pisać o walorach rozrywkowych, chyba że pod rozrywkę podciągniemy wciąż tą spektakularną warstwę artystyczną obrazu. Praca autora zdjęć jasno wskazuje znaczenie dzieła. Mark, który spaceruje na tle ogromnych billboardów, które próbują ułożyć nam życie. Młodzi ludzie wytarzani w ziemi oddają się najpiękniejszym formom fizycznego obcowania. Widowiskowe najazdy kamery, operatorskie sztuczki (przepiękny motyw przejścia przez szybę w kierunku siedzącego za barem starszego mężczyzny). Zabriskie Point rzeczywiście jest tym punktem widokowym, również dla widza
Wspomniana szczerość dotyczy nie tylko włoskiego spojrzenia na młodzieżowe erupcje, ale wielu decyzji reżysera. Ot, choćby to zatrudnienie naturszczyków, co tylko wzmogło poczucie obcowania z czymś naturalnym. Młodzi i piękni chcą pozostać na zawsze młodymi i pięknymi, a tam za rogiem czyha ogromny budynek z tymi nudnymi ludźmi w krawatach. To wszystko również jest w Zabriskie Point, te obrazki, które widz ma podane wprost na talerzu. Ja osobiście nie gniewam się na Antonioniego, że nie dał nam czegoś bardziej przełomowego. Nie musiał. To jego europejskie spojrzenie, artystyczny pogląd na amerykańską wersję buntu. Rewolucja może i powinna nieść w sobie więcej wściekłości, ale Antonioni najwyraźniej prezentował inny rodzaj wrażliwości. To film bardzo jego i nakręcony w duchu jego twórczości. Spokojny, z pięknymi obrazami i pięknymi ludźmi.
Gatunek: dramat
Reżyseria: Michelangelo Antonioni
Scenariusz: Michelangelo Antonioni, Fred Gardner, Sam Shepard, Tonino Guerra, Clare Peploe
Obsada: Mark Frechette, Daria Halprin, Rod Taylor
Zdjęcia: Alfio Contini
Muzyka: Pink Floyd, Kaleidoscope