Martwe zło

Ten film zdecydowanie za długo leżał u mnie na półce jako nieobejrzany. Martwe zło z 2013 roku to wyśmienita, niemalże doskonała interpretacja oryginalnego Martwego zła Sama Raimiego w wykonaniu pochodzącego z Urugwaju Fede Álvareza. Po tych intensywnych 87 minutach dzikiej i bezkompromisowej krwawej łaźni na nowo rozbudziły się moje nadzieje dotyczące Obcego w wersji serialowej, przy którym to serialu obecnie Álvarez dłubie. Nadzieje są tym większe, że trafiłem na informację jakoby Álvarez dostał całkowitą „wolność” na planie. Pożyjemy, zobaczymy. A jego Martwe zło? Film bez wad, biorąc pod uwagę i to, że jest to przecież pełnometrażowy debiut i to z jaką legendą Urugwajczyk się mierzył.

Sama próba umiejscowienia Martwego zła z 2013 roku na jakiejś franczyzowej mapie może nastręczać nie lada problemów, ale z drugiej strony już Sam Raimi nigdy książkowym podejściem do kontynuacji się nie przejmował. Pamiętacie zapewne, że drugie Martwe zło to nic innego jak ta sama, mocno podkręcona (groteskowa i pokręcona) historia już z licznymi znamionami czarnego humoru. Fede Álvarez w odróżnieniu od Sama Raimiego opowiada znane wszystkim losy przyjezdnych do domku w leśnej głuszy na poważnie, ale robi to z taką werwą, że nikomu nie powinno przyjść do głowy narzekanie. Jednocześnie reżyser zdaje sobie sprawę, ze ojcem sukcesu jest Sam Raimi, a on tylko prezentuje swój największy atut – reżyserski warsztat szlifowany latami przy filmach krótkometrażowych.

Opowieść to prosta, ale skądinąd znana i lubiana. Tym razem młodzi przyjeżdżają nie na odpoczynek, a;e aby uporać się z uzależnieniem jednej z dziewczyn. Wiadomo, daleko od pokus będzie łatwiej. Jeden rzut oka widza na znajomą chatkę i porzucony samochód marki Oldsmobile 88 powoduje mocniejsze bicie serduszka u widza zaznajomionego z tematem. Teraz wystarczy, że jeden filmowych bohaterów wejdzie do piwnicy, znajdzie książkę i przeczyta kilka zbrukanych wersów. I dzieje się tak, jak przewidywali wszyscy zakochani w arcydziele Sama Raimiego i jednocześnie nikt nie ma tego Álvarezowi za złe! Dlaczego? Na każdym kroku widać tu tytaniczną pracę reżysera, który stara się by jego film wyglądał dobrze na każdym polu. Fantastyczna jest praca operatora, a później w postprodukcji. Zdjęcia Aarona Mortona w tak krwawym horrorze zachwycają. Widać również zaangażowanie aktorów (choć widać i braki warsztatowe), a krwawy spektakl dostał zachwycające efekty praktyczne, również w poszanowaniu do filmu z 1981 roku. To również te sceny, całe brutalne sekwencje stają się podpisem Álvareza. Innymi słowy dał radę i przekazał swoją miłość do gatunku, do tego konkretnego tytułu, a i przedstawił się jako twórca gotowy na więcej. Brutalność jego Martwego zła zaskakuje, ale nie tylko od strony podkręconej przemocy, ale i od strony profesjonalnego przedstawienia całych sekwencji. Nie ma dłużyzn, akcja jest obliczona na szybki efekt, finał (trochę osobliwy) daje wytchnienie. Zazdroszczę tym, którzy widzieli film w kinie.

Patryk Karwowski
Czas trwania: 87
Gatunek: horror
Reżyseria: Fede Álvarez
Scenariusz: Fede Álvarez, Rodo Sayagues
Obsada: Jane Levy, Shiloh Fernandez, Lou Taylor Pucci, Jessica Lucas, Elizabeth Blackmore
Zdjęcia: Aaron Morton
Muzyka: Roque Baños

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?