Dusiciel z Bostonu

Sprawa Alberta DeSalvo, dusiciela z Bostonu, po dziś dzień budzi sporo kontrowersji choć te powinny być rozwiane po testach DNA przeprowadzonych (po ekshumacji zwłok) w 2013 roku. Jedno jest pewne, między 14 czerwca 1962 roku, a 4 stycznia 1964 roku w okolicach Bostonu oraz w samym Bostonie w stanie Massachusetts zamordowano 19 kobiet. Film Richarda Fleischera z 1968 roku opowiada głównie o atmosferze strachu wywołanej brutalnymi morderstwami, dopiero później o samym schwytaniu sprawcy. Jako, że w momencie kręcenia filmu rzeczywiście było sporo wątpliwości, Fleischer pozwolił sobie na kręcenie na podstawie kilku hipotez, co w rezultacie przyniosło obraz nieco osobliwy w odniesieniu do samej kwestii śledztwa, a później kontaktu z DeSalvo. Fleischer w głównej mierze posiłkował się książką Gerolda Franka The Boston Strangler wydaną w 1966 roku.

Zgadzam się ze słowami Rogera Eberta, który napisał, że to bardzo dobrze nakręcony film, który nie powinien powstać. Fleischer przede wszystkim postawił na fikcję, a co do zamiarów nakręcenia przez niego historii dusiciela z Bostonu przeciwnych było wiele osób, w tym komisarz bostońskiej policji, który nie zgodził się na wykorzystanie mundurów i radiowozów. Dusiciel z Bostonu jest w dużej mierze tylko inspirowany wydarzeniami, przytaczane są wprawdzie fakty (dane mordercy, ofiary, metody zabójstwa), ale reszta to spekulacje i filmowy kryminał nie mający związku z rzeczywistością. Już na etapie pisania scenariusza nie obyło się bez kłopotów, bo pierwszy scenarzysta został przez producenta zwolniony.

Film ostatecznie powstał, swoje zarobił (niedużo), ale to zdecydowanie nie jest dzieło udane. Po prawdzie to Dusiciel z Bostonu Richarda Fleischera jest filmem bardzo nierównym, chociaż chciałbym napisać, że po prostu dziwnym. Dziwnie się bowiem ogląda tak naciąganą historię, przy tak oryginalnej, odważnej, eksperymentalnej i przez to niezwykle kunsztownej formie. Fleishman używa swojego patentu na granicy przesytu (choć niektórzy przesyt mogą rzeczywiście odczuć). Dzieli ekran, pokazuje wydarzenia z różnych ustawień kamery, robi to, czyli kadruje sceny w małe okienka, które pasują raczej do powieści graficznej niż do filmowego medium. A jednak robi to od początku do końca filmu, czasem zbyt nachalnie, bez umiaru, ale jest w tym konsekwentny i dodaje to pewnego charakterystycznego wyrazu. Poza tym Dusiciel z Bostonu jest bardzo surowy, ma pierwszorzędnie przygotowaną scenografię, wszystko wygląda autentycznie, a decyzja o wykorzystaniu naprawdę oszczędnej muzyki dodaje niebywałej powagi. I są tu jeszcze wciśnięte materiały archiwalne (jak te z pogrzebu Kennedy’ego) i kilka innych sekwencji. Całość wygląda przez to na taką, które trzyma się bardzo mocno faktów, dat, godzin etc., a przecież to fikcja. Gdy dodam do tego wybitnego Tony’ego Curtisa w roli DeSalvo powinniście być już bardzo zaintrygowani. Tony Curtis prezentuje tutaj wspaniały warsztat. Jest zimny, jakby był daleko poza wydarzeniami, by zaraz wrócić i spojrzeć na wszystko chłodnym okiem.

I to wszystko (Tony Curtis, nieco mniej spektakularny Henry Fonda, solidny George Kennedy, nietuzinkowy formalizm) stoi w kontrze do nieprzemyślanego scenariusza. Tak, tutaj robota leży, tak samo jak i leży reżyseria. Zresztą gdy przyjrzymy się filmografii twórcy Zielonej pożywki z 1973 roku szybko dojdziemy do słusznego wniosku, że to reżyser kina głównie rozrywkowego, gdzie nie ma miejsca na drążenie motywów psychologicznych. Oczywiście nie widziałem wszystkich tytułów z filmografii, ale te co widziałem (to nierzadko świetne kino, kilka kultowych pozycji z ery VHS) podpowiadają mi dlaczego Dusiciel z Bostonu miał małe szanse, by stać się filmem mrocznym, drażliwym i z tematami, które wychodzą prosto z trzewi.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 116
Gatunek: thriller
Reżyseria: Richard Fleischer
Scenariusz: Edward Anhalt, Gerold Frank (na podstawie powieści)
Obsada: Tony Curtis, Henry Fonda, George Kennedy, Mike Kellin, Murray Hamilton, Sally Kellerman, William Hickey
Zdjęcia: Richard H. Kline
Muzyka: Lionel Newman
PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?