Filadelfijska opowieść

Bogacze i ich życiowe rozterki. W żaden sposób w tym wypadku irytujące, a raczej urocze, podane ze smakiem, wciąż po ponad 80. latach zabawne. Zaczęło się od sztuki amerykańskiego dramaturga Philipa Barry’ego. Urodzony w 1896 rok Barry od dziecka wykazywał ponadprzeciętne zdolności w kierunku pisarskim, a jego zdolności zostały dostrzeżone bardzo wcześnie. Pierwszy artykuł opublikował w wieku dziewięciu lat. Można by tu wypisać jeszcze kilka faktów, które innych rodziców powinny wprawić w osłupienie, ale dość tego. Phillip Barry był niewątpliwie utalentowany i pozostawił po sobie bogatą spuściznę. Jego salonowe komedie są wystawiane po dziś dzień na deskach teatrów, niezmiennie cieszą i wprowadzają dobry nastrój wśród publiczności. Z tych chętnie przenoszonych na kinowe ekrany sztuk Barry’ego najbardziej znaną jest Filadelfijska opowieść.

Wracając do pierwszego zdania na temat bogaczy i ich życiowych rozterek. Tak, to prawda, inaczej niż z delikatną uszczypliwością pisać się nie da o salonowych problemach Tracy Lord, która swego czasu rozwiodła się z C.K. Dexterem Havenem. Oboje należą (jak zresztą większość z tej wesołej ferajny) do zamożnego kręgu z Filadelfii. Największą bolączką jest obserwowanie własnych odbić w tabloidach i decyzja czy na lunch podjechać konno, czy samochodem z szoferem rzecz jasna. I w tym błogim stanie trwa sobie Tracy, która przygotowuje się do kolejnego ślubu. Przypomnę, że tu nie ma obcych, wszyscy są z tego samego parkietu, śpią, chodzą i jeżdżą w smokingach i sukniach wieczorowych. Te wszystkie cierpkie słowa wychodzą oczywiście z zazdrości, mam nadzieję że rozumiecie. Wybrankiem Tracy jest George’a Kittredge’a, a kobieta waha się czy to dobry wybór i czy nowy wybranek sprosta oczekiwaniom. Zaślubiny udokumentować ma para reporterów z czasopisma Spy, sfrustrowany pisarz Macaulaya „Mike” Connor i fotografka Liz Imbrie. Razem z nimi, do rodzinnego domu bogaczy dostaje się stara miłość Tracy, porzucony wcześniej Dexter. Rozpoczyna się deszcz docinków, wbijane są szpilki i szpile, najlepiej bawi się Dexter i widz oczywiście.

Projekt to wyjątkowy, bo już sama sztuka została napisana przez Barrye’ego z myślą o Katharine Hepburn, która później miała kluczowe (i wiążące) zadanie co do wyboru reżysera i aktorów. Sama oczywiście objęła główną rolę i chociaż nie wszystkie jej zachcianki wypaliły (Dextera miał zagrać Clark Gable) to i tak powinna być usatysfakcjonowana z wyników kasowych, odbioru wśród krytyków i szeregu zdobytych nagród w tym dwóch statuetek Oscara (z sześciu nominowanych kategorii). Dzisiaj Filadelfijska opowieść wciąż zaraża swoim urokiem, bezbłędnie zagranymi scenami i, co najbardziej intrygujące, finałem. Przyznaję, że pomimo tego iż od początku do końca wszystkie karty były na stole, to rozwiązanie mnie zaskoczyło. Owszem, wpisywało się w cały nastrój tej pogodnej opowiastki, ale jednak wskazywało jednoznacznie geniusz Barry’ego. Ta historia, filmowo, się nie starzeje. Wciąż można zachwycać się występami aktorów i aktorek, Cary Grant ilekroć jest na ekranie przyprawia mnie o uśmiech, a miotająca się Katharine Hepburn w roli Tracy Lord jest rozkoszna. Zagrało więc wszystko od scenariusza po realizację. I tylko pozostaje to dziwne wrażenie, że w 1940 rok kręcono tak pogodne frywolne i bezpretensjonalne rzeczy, a za oceanem trwało piekło. Taki to świat.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 112 min
Gatunek: komedia
Reżyseria: George Cukor
Scenariusz: Joseph Ruttenberg, Philip Barry (na podstawie sztuki)
Obsada: Cary Grant, Katharine Hepburn, James Stewart, Ruth Hussey
Zdjęcia: Joseph Ruttenberg
Muzyka: Franz Waxman

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?