Ostatnia fala

Są na świecie siły i zjawiska, które trudno wyjaśnić i najlepiej za długo nie zastanawiać się nad nimi. Potężne moce funkcjonują gdzieś obok nas i nie sprowokowane nie powinny zaburzyć twojej egzystencji. Peter Weir opowiada, nie po raz pierwszy zresztą, że moce te, czasem jednak pojawiają się nieopodal nas. Wtedy, to co nierealne i trudne do wytłumaczenia, wchodzi na terytorium człowieka, który chociażby naukami ścisłymi próbuje okiełznać wszechświat. Co się dzieje, gdy jesteśmy świadkami zjawisk nierealnych? Świat przewraca się na lewą stronę, widzimy wnętrzności kosmosu i obrazki, które są zarezerwowane dla nielicznych. Ostatnia fala przedstawia jeden z takich przypadków, gdy adwokat podejmuje się obrony Aborygenów. Sprawa dotyczy morderstwa, a ofiarą jest jeden z rdzennych mieszkańców Australii. Kwestia wydaje się teoretycznie, dla prokuratury, prosta. Aborygeni zostają oskarżeni o rytualny mord, niestety wątpliwości pojawiają się przy samym denacie, za którego przyczyną śmierci leży utonięcie, a w pobliżu nie było żadnych akwenów.

Motywem przewodnim Ostatniej fali jest zderzenie dwóch światów. Cywilizacja i „cywilizowani” ludzie u Petera Weira mogą sobie negować istnienie magii, mistycznych obrządków, nawet tego, że na terenie miasta nie ma już miejsc kultu Aborygenów. Aborygeni jednak robią swoje, spotykają się, odprawiają rytuały i stosują własne prawa. W wyniku wspomnianego zderzenia powstają liczne niejasności, a na podłożu filmowym wszelkie niedomówienia, które ja osobiście zapisuję na korzyść utworu. Peter Weir nie stara się niczego wyjaśnić, on tylko lekko uchylił drzwi do mrocznego zakątka na naszej planecie tak samo, jak zrobił to dwa lata wcześniej w Pikniku pod wiszącą skałą. To człowiek XX wieku pcha się nieproszony tam, gdzie nikt go nie chce i gdzie nikt w zasadzie się go nie spodziewa. Gdy przestąpimy niektóre progi, może być już za późno na odwrót. Wydarzenia przyjdą niespodziewanie, czy to na jawie, czy też, najczęściej, pod postacią sennych koszmarów, które niechybnie wyjdą na zewnątrz. Wtedy pozostaje już tylko poddać się biegowi wydarzeń. Finał zawsze jest podobny, lawina szaleństwa przykrywa zdrowy rozsądek.

Peter Weir kreśli niezwykły oniryczny klimat, a pomaga mu w tym autor zdjęć i stały współpracownik Russell Boyd. Niezwykła więc atmosfera unosi się nad filmem i niezwykła atmosfera przebija z ekranu na widza. Nie jest to jednak film łatwy w odbiorze. Jednak właśnie ta „trudność” to przecież naturalne cechy fabuły obarczonej wyżej wspomnianymi elementami. Peter Weir oprócz tego, że przedstawia coś unikalnego, mrocznego i pełnego grozy opowiada o wykluczeniu Aborygenów na margines społeczny. Weir w oskarżycielskim tonie, choć spokojnie i z rozwagą pokazuje dość smutną sytuację rdzennych mieszkańców, a białego człowieka przedstawia jako jednostkę, która rzadko kiedy potrafi wyjść poza stereotypowe myślenie. To jedna z najstarszych cywilizacji, prawowici właściciele tych ziem, a zostali odsunięci i są traktowani często bardzo źle (o dokonanych na nich zbrodniach w zaprzeszłych czasach nie wspominając). Biały człowiek u Weira nie stara się ich zrozumieć, nie szanuje ich,  wyklucza. Wydarzenia w Ostatniej fali nie są przedstawione jako kara, a raczej konsekwencja tego, że niektórych nie stać na to, by mieć otwarte umysły.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 106 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Peter Weir
Scenariusz: Peter Weir, Tony Morphett, Petru Popescu
Obsada: Richard Chamberlain, Olivia Hamnett, Gulpilil, Nandjiwarra Amagula
Zdjęcia: Russell Boyd
Muzyka: Charles Wain

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?