Gorzkie łzy Petry von Kant

Jeżeli ktoś śmiał wątpić w geniusz Fassbindera do 1972 roku (pisarski, reżyserski, artystyczny w ogóle), to Gorzkie łzy Petry von Kant powinny go ostatecznie przekonać, co do jego kunsztu. Trzeba być oczywiście nieco już zaznajomionym z autorskim językiem niemieckiego reżysera. Nie chciałbym jednak, żeby zabrzmiało to w sposób jakoby kino firmowane przez Fassbindera było czymś elitarnym. Nie jest, ale jest jednocześnie na tyle specyficzne, że jeżeli dany widz nie odnalazł się i nie czuje się komfortowo po dwóch – trzech seansach, to brnięcie dalej nie ma już raczej sensu. Gorzkie łzy Petry von Kant nakręcił Fassbinder na podstawie własnej sztuki teatralnej, którą po dziś dzień można zapewne znaleźć gdzieś na afiszach. W języku filmowym kontynuuje Niemiec teatralne zasady mam wrażenie wręcz ostentacyjnie, co wpływa jednocześnie na mocny przekaz treści. Nakręcony w 10 dni, za 325 tysięcy marek film miał swoją premierę 25 czerwca 1972 roku na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie. Fassbinder zaskoczył widzów po raz kolejny. Opowieść o zmanierowanej kreatorce i projektantce mody Petrze Von Kant to utwór wymagający i cierpliwości i pewnej otwartości od widza. Jak w większości filmów Fassbindera, tak i tu nie jest nam łatwo sympatyzować z główną bohaterką, Oczywiście łapie się to w szerszy, moim zdaniem, sposób patrzenia na tak zaprezentowaną postać. Odbicie bowiem chociażby jednej, naszej własnej, negatywnej cechy u Petry również może być przyczynkiem takiego stanu rzeczy. Nie lubimy przecież, gdy ktoś pokazuje naszą przywarę w taki sposób, nieco wyolbrzymiony, a na pewno uwypuklony.

Petra Von Kant mieszka więc sama, a jej jedyną towarzyszką jest Marlene, asystentka, ale przede wszystkim służąca. Gdy Petra się budzi, Marlene jest już gotowa by pomagać w najdrobniejszych sprawach. Otwiera drzwi, przynosi telefon, jest stenotypistką, zaparza kawę i herbatę, kroi ciasto, znosi docinki, nic nie mówi. W filmie nie wypowiada ani słowa, a związek tych dwóch kobiet należy wziąć w pewien sadomasochistyczny nawias. Jednak nie te relacje stanowią tylko i wyłącznie o bogatej treści Gorzkich łez Petry Von Kant. Film to rodzaj ilustracji wyjałowionej duszy, manekina, dokładnie takiego jakie można zauważyć w mieszkaniu Petry. Dużo się tu mówi o uczuciach, ale od słów „kocham cię”, do „nienawidzę” leży tylko chwila na złapanie oddechu. Petra Von Kant egzystuje w tym świecie i odcina się od świata mężczyzn. Miała już dwóch mężów. Jeden zginął w wypadku, z drugim się rozstała. Ostatni akt małżeństwa wspomina jak najgorzej. Urasta on w jej wspomnieniach do rangi czegoś potwornego, ale właśnie pod względem zapatrywania się na sam rodzaj męski. Gdy poznaje piękną młodą Karin Thimm (Hanna Schygulla), próbuje ją posiąść całkowicie, oddać się w pełni nowemu dla niej, homoseksualnemu związkowi. Co z tego wyniknie? Zostaną tylko gorzkie łzy Petry Von Kant.

Wiele się mówiło o sztuce Fassbindera w kontekście jego autobiograficznych wątków. Można bowiem słusznie pisać o wielowymiarowym obrazie kobiety, wrażliwości autora i jego dojrzałego sposóbu prezentacji ważkich kwestii dotyczących lokowania uczuć, świadomości seksualnej, zażyłości, namiętności, ale też kompletnego, wspomnianego już, wyjałowienia. Co próbuje osiągnąć Petra? Zagubiona i samotna Petra rzecz jasna gra, nosi maskę, kreuje się od początku na pewną siebie kobietę, która chętnie udziela rad niedoświadczonej koleżance, niedługo kochance. Zresztą udzielanie rad ma we krwi, bo kontynuuje nauki wyniesione z rodzinnego domu. Przenosi to na córkę i na całe swoje otoczenie. Jest kobietą sukcesu, ale jednocześnie zimną i niekiedy wyrachowaną osobą, która nie potrafi otworzyć się na drugiego człowieka. Kiedy robi to w finale, wszystko się kończy, następuje nowe rozdanie, oczyszczenie, które wyjdzie (powinno wyjść, chociaż straty będą) tylko na lepsze.

Fassbinder zdaje się mówić, że gdy raz wejdziemy w toksyczny związek, będzie trudno nam z niego wyjść bez zderzenia się ze ścianą. Cierpimy, krzywdzimy świadomie i nieświadomie drugą osobę. Pole interpretacji dosłownej jest tu chyba jasne, ale ciekawiej się robi, gdy odniesiemy fabułę do prywatnego życia Fassbindera. Tutaj nikt, a przynajmniej osoby z bliskiego otoczenia twórcy, nie miał wątpliwości, do kogo odnoszą się poszczególne osoby. Uległa postać, która w rzeczy samej przedstawiona była jako sługa, czyli Marlena (do niej również odnosi się filmowa dedykacja) to Peer Raben. Karin mogła znaleźć swoje odniesienia w aktorze i kochanku Fassbindera, Güntherze Kaufmannie. Co do Petry, nikt chyba nie miał złudzeń, że reżyser, który coraz częściej wchodził (ale w zasadzie nigdy od niego nie uciekał) w ekshibicjonizm, próbował przejrzeć się przy okazji tej bohaterki w lustrze. Gorzkie łzy Petry von Kant jak można więc słusznie zauważyć, to rodzaj kolejnej spowiedzi, chociaż znajomość biografii Fassbindera nie jest szczególnie potrzebna, by odnieść się do filmowego dramatu. Przedstawione sytuacje są dość powszechne, nawet jeżeli będziemy starać się temu zaprzeczyć. Codziennie ktoś cierpi z powodu uczuć, ktoś inny egzystuje w związku, który z zewnątrz wygląda zupełnie inaczej niż osobie w jego centrum się wydaje. Ciężko tu dostrzec choćby chwilę szczerości, bo każdy stara się po prostu trwać lub przetrwać w najwygodniejszej dla siebie strefie. Liczę się tylko „ja”.

Kameralny dramat z klaustrofobicznym klimatem urzeka aktorskimi występami, ale potrafi być wyjątkowo dusznym doznaniem. Ta duchota, przepych scenografii (ogromna fototapeta będąca reprodukcją obrazu Bachus i Midas Nicolasa Poussina, puszysty biały dywan, liczne przytłaczające elementy jak sztaluga, naczynia, kieliszki, manekiny) powodują, że zacieśnia się atmosfera, ciężko złapać tu oddech, widz chciałby najchętniej wyjść na zewnątrz, uciec od Petry, ale wie jednocześnie, że drzwi są zamknięte na klucz. Gorzkie łzy Petry Von Kant to teatr w filmie, sztuka podczas której ktoś zaryglował drzwi i musimy tym samym trwać w tych dziwnych zależnościach między kochankami, psychicznym terrorem, uległością. Powracając jednocześnie do wspomnianego geniuszu, trzeba przyznać (i potwierdzić rzecz jasna), że ten sam geniusz łączy się w twórczości Fassbindera z jednym słowem, ponadczasowość i uniwersalizm. Gorzkie łzy smakują tak samo w latach 70. jak i dzisiaj.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 124 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Rainer Werner Fassbinder
Scenariusz: Rainer Werner Fassbinder
Obsada: Margit Carstensen, Hanna Schygulla, Katrin Schaake, Eva Mattes, Gisela Fackeldey, Irm Hermann
Zdjęcia: Michael Ballhaus

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?