Armia umarłych

Gdyby otwarcie kin zbiegło się z premierą Armii umarłych na wielkim ekranie, byłby to z pewnością najlepszy dla widza wybór. Dla widza, który oczywiście przyjmie konwencję i nie marudzi, gdy przez ekran przebiega zombie Elvis. Dla Zacka Snydera Armia umarłych to powrót do korzeni. Zaprawiony w bojach twórca teledysków z początku lat 90. (na koncie klipy dla ZZ Top, Roda Stewarta, Soul Asylum i innych) postanowił w pewnym momencie uderzyć w film fabularny. Pełnometrażowym debiutem był nakręcony w 2004 roku Świt żywych trupów, dla wielbicieli nurtu obraz niemalże doskonały. Co się stało później, wszyscy wiemy i Snyder ma pewnie po dziś dzień tylu samo zwolenników co przeciwników. Czego by jednak złego nie napisać o autorskim języku reżysera takich filmów jak 300Watchmen. Strażnicy czy nawet jego reżyserska wersja Ligi Sprawiedliwości, jednego nie można mu odmówić – jest „jakiś” i jego filmy można rozpoznać. Ma swój styl, a dla mnie to bardzo ważny element przy omawianiu sylwetki twórcy. Snyder potrafi zainscenizować sekwencje akcji, ma oko do kadrowania. Wie (zostało to zapewne z długoletnich bojów na polu teledysku) jak połączyć obraz i muzykę, by w sprzężeniu z charakterystycznym slow-motion (nie ma na tym polu przesady, w historii kinematografii mamy wielu innych reprezentantów, którzy nadużywają tego środka wyrazu) całość wyglądała gustownie.

Scenariusz znamy więc wszyscy, a poszczególne przystanki w mig przypominają klasyków na czele z Obcy: decydujące starcie Jamesa Camerona. Grupa najemników na misji niczym załoga USS Sulaco musi przedostać się na niebezpieczny teren. Komandosi u Camerona wprawdzie nie wiedzieli z czym się wiąże niebezpieczeństwo, a ekipa Snydera wypatruje od początku zombie, jednak reszta nader często styka się w kilku punktach. Na planecie LV-426 chodziło o uratowanie kolonistów, natomiast w Las Vegas, gdzie doszło do rozprzestrzenienia się wirusa, o miliony dolarów ze skarbca w kasynie. Wyselekcjonowani przez Scotta Warda (Dave Bautista) najlepsi w swoim fachu przeciskają się przez hordy zombie, zmierzą się w finale z takim jednym większym, a na końcu będzie wybuch. Standard. Jednak trzymałbym się tego porównania z Obcym bardzo kurczowo, bo nie mogę przestać myśleć o tym, że Snyder wręcz skopiował kilka (kilkanaście nawet) elementów. W jakim świetle go to stawia? Jest przede wszystkim sprawnym filmowcem, to pewne. Wciąż doskonale kręci sceny akcji, kilka sekwencji robi niezłe wrażenie, gore jest na odpowiednim mainstreamowym poziomie, a i szczypta humoru (choć podana w tym samym osobliwie poważnym tonie) się znajdzie. Nie czujemy również dłużyzn, a ponad dwie godziny z ekipą wypełnione jest strzelaninami, poważnymi rozmowami o przyszłości (oczywiście główny bohater próbuje przy okazji nareperować swoje życie). Co jeszcze znajdziemy ze wspomnianego arcydzieła kina akcji Jamesa Camerona? Większość akcji, jak nikczemny Burke, powrót, gdy już nie ma nic czasu (vide finał z Ripley), scena z celowaniem w kokony w Obcym też znalazła swój odpowiednik u Snydera. Jest tego więcej i więcej, ale w gruncie rzeczy nie psuje to odbioru (tym bardziej, że Snyder wyraźnie kłania się szlagierowi choćby przy doborze stylówki jednej ze swoich postaci – czerwonej bandamki przepasanej przez czoło, jak wiadomo u kogo).

Armia umarłych to sztampa i nawet jeżeli Snyder chciał przemycić przy okazji wypracowanych latami (przez innych) klisz z nurtu 'men-on-mission’, to każdy oryginalny motyw i promil ważkiej treści wypada komicznie. Sam fakt, że jest tak wyraźnie dostrzegamy przy całej feerii barw i komputerowych wodotrysków zakrawa o jakiś ponury żart, bo zaprawdę nie wiem jak skomentować przemycanie tak istotnych kwestii jak obozy przesiedleńcze czy sytuację uchodźców, które nawet nie mogą należycie wybrzmieć, a o zwróceniu uwagi ignorantów na temat nawet nie ma co myśleć. Mimo tych nakreślonych grubymi kreskami motywów, oklepanych wzorów to solidne kino akcji, w którym większość odpowiednio nastawionych widzów polubi bohaterów, będzie kibicować niektórym z nich, a już z pewnością poczuje się jak w domu znając przecież doskonale oblicze amerykańskiego kina akcji z poprzednich dekad.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 148 min
Gatunek: akcja
Reżyseria: Zack Snyder
Scenariusz: Zack Snyder, Joby Harold, Shay Hatten
Obsada: Dave Bautista, Ella Purnell, Omari Hardwick, Ana de la Reguera, Theo Rossi, Matthias Schweighöfer
Zdjęcia: Zack Snyder
Muzyka: Junkie XL

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?